never fear shadows - Page 2
TESTOWE FORUM

Join the forum, it's quick and easy

TESTOWE FORUM
TESTOWE FORUM
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
5/9/2020, 20:39
First topic message reminder :











読命 ― jeden z Trójki Szlachetnych Dzieci ― bóg nocy i księżyca zabójca Ukemochi, bogini żywności ― W Y G N A N Y
Shin

Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
21/9/2020, 23:54
„Miałam rację”.
Oczywiście. Bycie bogiem wiąże się z najgorszymi cechami. Musisz być tak samo sprawiedliwy jak okrutny, tyle samo łaskawy, co gotowy ponieść konsekwencje przy najmniejszym uchybieniu. Tyran? Nie. Nie zgodziłby się z tym, miał w zamian lepsze określenia.
Kiedy uniósł dłoń do światła, pokazał zakrwawione palce. I coś jeszcze, coś, co błysnęło tuż przy świecy, nim jej płomień zgasł, zdmuchnięty pojedynczym oddechem Tsukuyomiego.
Ciemność nie zdążyła zapanować na długo. Przez korytarz przetoczył się gwałtowny podmuch; narósł tuż przy drzwiach, którymi weszła tutaj Kikyō, prześlizgnął wzdłuż całej długości i dotarł do dwóch postaci, targnąwszy ich ubraniami i włosami. Wraz z wiatrem przez cały hol rozjaśniły się lampiony. Blask jaki od nich bił, nie miał jednak nic wspólnego z ogniem. Był zimny i srebrzysty; jak światło księżyca.
Proszę. — Wraz z tymi słowami poruszył dłonią. Czerwone od posoki palce trzymały nieruchomo spinkę z kwiatem. — Pochodzisz z niskich warstw społecznych. I nie mam na myśli faktu, że jesteś córką kogoś ze starszyzny czy dobrze usytuowanego oberżysty. Bo nie jesteś nawet tak wysoko, jak te głupie, wiejskie dziewczęta. W twoich oczach odbija się nienawiść, której nie potrafię zrozumieć. Żywisz do mnie urazę, bo jestem panem tego miejsca? Kimś, kim tobie nigdy nie dane było być?
Wypuszczając ją z objęć, przestał się także uśmiechać. Zniknęły kły i załamania na twarzy; rysy wygładziły się do obojętnego, ale nie znużonego wyrazu.
Jakaś jego część chciała to pojąć; ludzką rzeczą jest zainteresowanie w tak prostych, przyziemnych sferach, ale mógł sobie na to pozwolić. Miał dużo czasu do następnej pełni, a nie ukrywał, że jad Kikyō trafił w żyły. Wizja, że jakaś podrzędna dziewczyna śmie się do niego zwracać jak do bezrozumnego zwierzęcia... na litość boską, kim była, aby go oceniać? Ile o nim wiedziała, że bez mrugnięcia okiem pluła mu w twarz? Dlaczego prycha jak rozjuszona kotka, choć nie zna powodu, dla którego lepił się od krwi?
Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę, prawda? Mówiłaś o tyranii i arogancji. Dużo wiesz o tych terminach, ale nie pozostanę ci dłużny. Chcesz znać moje zdanie na temat Ryūichiego? — Krótka pauza, choć w rzeczywistości nie oczekiwał od niej przytaknięcia. Kontynuowałby i bez tego; był rozdrażniony. — Zatem pochylmy się nad postawami — zaproponował. — Czy księżyc ma właściciela? Czy gwiazdy je mają? A może ty rościsz sobie prawa do słońca, pani, skoro tak oburzył cię fragment o próbie stworzenia z niego drugiego pałacu, miejsca dla mej pięknej siostry? Czy idąc lasem ganisz każdego, kto depcze po ścieżce? Czy karzesz tych, którzy zbierają grzyby? Klniesz na nich, że są arogantami, a to co robią — tyranią? Zakładam, że nie. I słusznie. Przyroda rządzi się swoimi prawami. Niebo także. Czy więc Ryūichi miał prawo zebrać to, co daje księżyc? Dlaczego nie? Choć to moja własność, pozwoliłem mu na to, bo księżyc, tak jak drzewa, deszcz lub jaskinie, są elementem otoczenia. Odnawialną materią. Formalnie wszystko należy do bóstw, bo to dzieła ich rąk, ale przecież od zarania dziejów korzystacie z tych dóbr, bo, co tu kłamać, te dobra są właśnie dla was. Czy mógł więc spróbować ze słońcem? Oczywiście. Nie pozwolono mu na to. I teraz nasuwa się myśl; kto jest gorszy i bardziej morderczy? Księżyc, w który wpatrujesz się bez granic, czy słońce, które oślepi cię po kres dni? Warto wrzucać wszystko do tego samego wora tylko dlatego, że ma tę samą podstawę? — Zniżył głos, pochylając ku niej twarz. — Sama odpowiedz: stała ci się krzywda? Jesteś ranna, związana, zgwałcona, a może lada moment zemdlejesz z niedożywienia i przemęczenia? Mógłbym cię rzecz jasna poszatkować jak każdego, kto ośmielił się mi przeciwstawić. Jesteś tu jednak moim gościem, a ja mam cel, który sobie postawiłem.
Wyprostował się dumnie, znów rzucając jej lekki uśmiech.
Chodźmy do pokoju jadalnego. Wbrew twoim wymysłom, nikogo nie pożarłem, więc jestem głodny jak wilk. Mam nadzieję, że uraczysz mnie swoim przeuroczym towarzystwem podczas kolacji? — Drewniane obuwie zaczęło wystukiwać rytm jego kroków, gdy ruszył oświetlonym przez lampiony korytarzem. — Tam mogę odpowiedzieć na twoje pytania.
O ile znów nie będą tak trywialne.
Milej się rozmawia na tych waszych nieszczęsnych poduszkach.
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
23/9/2020, 00:09
Nie zaatakowała go.
Ciężko było jej przyznać przed samą sobą, ale tak naprawdę porzuciła chęć zabicia go w chwili, w której zaskoczył ją i złapał. Nie dlatego, że się bała czy, o zgrozo, zaufała jego słodkim słowom, którymi próbował ją karmić. Najzwyczajniej w świecie znała swoje możliwości, które na ten moment były zdolnościami małego dziecka w przeciwieństwie do księżycowego księcia. Zacisnęła mocniej usta w wąską linię, kiedy odebrała od niego swoją spinkę, z ledwością powstrzymując się przed wytarciem jej w materiał swego kimona oraz jednocześnie przełykając obrzydzenie.
- Nie zależy mi na bogactwie oraz luksusach. - odpowiedziała cicho, wpatrując się w niego uparcie a jej cichy głos rozniósł się po korytarzu. Zamiast tego słuchając dalszej części opowiadania uniosła dłonie i wpięła spinkę w ciemne włosy nie zważając na krwiste plamy, które zdobiły teraz srebrny dodatek.
Kiedy Tsukuyomi zakończył swą historię, Kikyou wreszcie pozwoliła sobie na odwrócenie wzroku, błądząc nim bezwiednie po cieniach, które tańczyły leniwie na ścianach.
- Piękna historia, naprawdę, ale do czego zmierzasz, panie? Chcesz mnie przekonać, że Youkai nie wykorzystują swej siły, aby krzywdzić ludzi, którzy są od nich słabsi? Że nie roszczą sobie dziwnych praw do naszej rasy? Zresztą... - pokręciła lekko głową na boki.
- Bez znaczenia, człowiek czy Youkai, dopóki ktoś nadużywa swej władzy i potęgi krzywdząc słabszych, nie zasługuje na szacunek i powinien jak najszybciej ponieść karę. - choć szepnęła miękko, to jej głos zdawał się być ostry niczym ostrze przecinające powietrze. Zadarła głowę konfrontując się bezpośrednio z jego srebrnym spojrzeniem.
- Jesteś skąpany we krwi, mój panie. Kto wie kiedy twe dłonie będą pokryte moją krwią? - uśmiechnęła się lekko sprawiając wrażenie osoby, która właśnie pozwoliła sobie na delikatny żart.
Ale oboje wiedzieli, że na próżno było doszukiwać się tutaj wesołości oraz poczucia humoru.
Pojedyncze akty dobroci nie wybielą długiej listy tyranii, pomyślała gorzko, lecz słowa te zachowała już dla siebie. Nie chciała przekroczyć niewidzialnej linii, nie była na tyle głupia, by specjalnie poruszać nićmi, które coraz bardziej zaciskałyby się na jej własnym gardle.
Dlatego też w milczeniu ruszyła za nim, wwiercając swoje spojrzenie pozbawione skrępowania prosto w jego plecy. Kiedy opuścili budynek mimowolnie zmrużyła oczy i odetchnęła z ulgą, kiedy poczuła świeże powietrze.


* * *

Uniosła czarkę z sake, po czym upiła jeden, drobny łyk, wpatrując się w mężczyznę siedzącego na przeciwko niej. Przez całą kolację milczała wyczekując najbardziej odpowiedniej chili na podjęcie rozmowy, którą Tsukuyomi wcześniej przerwał. Swoją drogą musiała przyznać sama przed sobą, że jedzenie dzisiejszego wieczoru było zaskakująco dobre. Odstawiła czarkę z cichym stuknięciem, poprawiając się na miękkiej poduszce i odgarnęła czarny kosmyk włosów na plecy.
- Wcześniej wspomniałeś, że przy kolacji będziemy mogli kontynuować naszą wcześniejszą rozmowę, panie. - uniosła delikatnie oczy jakby sprawdzając ekspresję na jego twarzy.
- Pozwól, że zadam najbardziej nurtujące mnie pytanie na tę chwilę. - odwróciła wzrok i sięgnęła po jedno czerwone winogrono znajdujące się na talerzu.
- Co się stało z dziewczętami z wioski? - uśmiechnęła się lekko, czując przyjemną słodycz na języku.
- Zabiłeś je?


Ostatnio zmieniony przez Shion dnia 25/9/2020, 02:07, w całości zmieniany 2 razy
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
23/9/2020, 00:39
Veto.

Evu, [22.09.20 00:38]
Chyba jutro dokończę :c

Evu, [22.09.20 00:43]
Ale jutro będzie! <3

Evu, [22.09.20 00:43]
Jak wrócę z pracy @w@

A postu nie było. /:
Zamiast tego oglądanie seriali i jakieś przelewy.
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
23/9/2020, 00:51
To nie powód do takiego olewanka :c
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
28/9/2020, 18:51
Po ziemi walały się granatowe i białe zabutony. Tsukuyomi siedział na jednym z większych, opierając łokieć o kolano. W zgiętej w nadgarstku ręce trzymał czarkę, co jakiś czas napełnianą sake. Japoński alkohol krążył już po jego żyłach i choć nie potrafił się szybko upić, dzisiejszego wieczora robił wszystko, aby do tego doprowadzić. Brał kolejkę za kolejką, aż w końcu cisza między nimi została przerwana. Dopiero wtedy oderwał spojrzenie od czarno-srebrnego wachlarza rozpostartego na bocznej ścianie i wlepił wzrok w twarz siedzącej naprzeciwko kobiety.
Zabiłeś je? — to pytanie zaległo w pomieszczeniu jak wyjątkowo ciężka, nieprzyjemna woń. Zdawało się, że jeszcze troch i zacznie przybierać rzeczywistych kształtów, a i bez tego atmosfera była nie do zniesienia.
Tsukuyomi odłożył więc naczynie, chwycił za tokkuri, karafkę wypełnioną alkoholem, po czym dolał kobiecie następną porcję trunku. Przytrzymał przy tym rękaw świeżego, czystego kimona, które nałożył na siebie przed kolacją.
Większość — przyznał wreszcie, odkładając pojemnik z sake. Stuknął spód o wypolerowany blat niskiego stolika. — Niektóre zmarły z przyczyn niezależnych. W pałacu znajdziesz dużo Ubume, dlatego wolałbym, abyś w deszczowe dni nie chodziła sama. Airi zna zasady i nie pozwoli ci popełnić błędu, ale jeśli jakimś cudem znajdziesz się na zewnątrz bez jej towarzystwa, pamiętaj, aby nie pomagać umęczonym kobietom. Będą błagały, abyś zaopiekowała się ich pociechami, ale kiedy tylko się zgodzisz, niemowlę zamieni się w głaz, którego nie utrzymasz w ramionach. Poza nimi są nukekubi i rokurokubi, kijo... miliony udręczonych dusz. Część przemieniła się w yōkai, bo to miejsce doprowadziło ich do szaleństwa. Umierały z miłości albo przy porodzie. Inne musiałem zgładzić, bo nie toleruję wielu zachowań, a niektórzy zapominają, że żywię, ubieram i daję dach nad głową, ale nie robię tego za darmo. Żądam szacunku i spokoju. — O który coraz ciężej. — Krew, która — jak twierdzisz — kiedyś może być twoją krwią, tym razem należała do kobiety będącej dokomeki, demonem o długich ramionach. Za życia była zwykłą, wiejską dziewczyną. Niestety skłonność do kradzieży pozostała z nią do końca. — Uniósł nieco spojrzenie. — Czy ta spinka jest prezentem od kogoś ważnego, panienko? — wyrwało mu się, nim zdążył ugryźć się w język. Mimo wszystko nie podjął próby zreflektowania się, przeproszenia albo załagodzenia; w tonie zabrzmiało rozdrażnienie, jakby obecność tego małego, srebrnego przedmiotu wywołała w nim zazdrość. Srebrne oczy o czarnych białkach krążyły jeszcze chwilę po misternie wykonanej błyskotce, by wreszcie powrócić do źrenic Kikyō.
Prezenty to miła rzecz. Gorzej jednak być takim prezentem, więc skąd zgoda na zostanie ofiarowaną bóstwu? W Uemokawie jest mnóstwo dziewcząt, które mogły się znaleźć na twoim miejscu.
Cień uśmiechu sugerował, że wiedział więcej niż mówił.
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
28/9/2020, 23:45
"Większość"
A więc jednak.
O dziwo nie poczuła jakiś specjalnych emocji na tę wiadomość. Ani satysfakcji, przerażenia czy też obrzydzenia. Tak jakby to, co powiedział było czymś zupełnie naturalnym. Jej ramiona delikatnie opadły, gdy odstawiła czarkę wciąż czując na ustach przyjemny posmak owocowego trunku, który łagodnie szczypał jej czerwone wargi.
- Większość. - powtórzyła po nim mimowolnie, unosząc spojrzenie znad stołu przyglądając się uważniej jego blademu obliczu. Przypominał marmurowy posąg idealnie wyrzeźbiony i skąpany w świetle srebrnego księżyca, bez cienia skazy  i nierówności. Idealne dzieło, pomyślała.
- Pomniejsze youkai nie są mi straszne, mój panie. - odpowiedziała po chwili, a na jej ustach ułożył się słaby cień uśmiechu.
- W miejscu, z którego pochodzę, często je spotykaliśmy, zamieszkiwały pobliskie góry oraz lasy, rzeki i jeziora. Niestety często, może nawet aż za często opuszczały swe miejsca zamieszkania i wkradały się do mej rodzinnej wioski atakując tamtejszych mieszkańców. Ci z kolei nauczyli się przed nimi bronić, a potem zaczęli przekazywać swe nauki potomstwu, dzięki czemu nauczono mnie jak się z nimi obchodzić. Większy problem stanowią potężne bóstwa, których nie można zgładzić za pomocą zwykłych zaklęć. - uniosła czarkę i upiła z niej łyk nie spuszczając z niego swojego spojrzenia. Igrała z zimnym ogniem balansując niebezpiecznie blisko krawędzi.
- Ale tak jak już wcześniej wspominałam, potrafię zająć się jedynie pomniejszymi duchami, ponieważ opuściłam wioskę w wieku czterech lat. - sięgnęła po karafkę aby uzupełnić czarkę mężczyzny.
- Wymagasz szacunku w zamian za to, że karmisz, dajesz dach nad głową i ubierasz.... Wymagałeś tego od wszystkich dziewcząt, które odbierałeś jako prezent z wioski? Nic więc dziwnego, że zapewne niektóre się buntowały. Były niczym kanarki zamknięte w pięknej, złotej klatce. Karmione, zadbane, ale wciąż w złotej klatce zabrane od najbliższych. - przechyliła delikatnie głową na bok wsuwając palce w ciemne włosy, by sięgnąć po srebrną spinkę. Kiedy wysunęła ją z włosów, te rozsypały się na jej ramiona niczym hebanowy wodospad, opadając na ziemię. Wyciągnęła ją w jego stronę na otwartej dłoni. W jej srebrzystej barwie odbijał się blask świec, choć w niektórych miejscach widać było pęknięcia, a kwiat sakury był pozbawiony jednego płatka.
- To jedyna pamiątka po mojej matce. Nie pamiętam jej twarzy. Umarła kiedy miałam parę miesięcy. Pamiętam jedynie jej zapach i ciepło. Oraz tę spinkę. Jest stara, niemalże rozpada się w palcach, ale jest największym skarbem, jaki posiadam. A ty, panie? Posiadasz swój własny skarb? - zapytała zaczepnie zabierając dłoń wraz ze spinką, którą położyła tuż obok siebie.
- Sama się zgłosiłam, aby zostać twym prezentem, panie. Nie mam nikogo w przeciwieństwie do innych dziewcząt z wioski. Po mnie nikt nie zapłacze. Po co cierpieć mają całe rodziny, kiedy może tylko jedno serce umierać? - zaśmiała się cicho, a potem ściszyła ton przyglądając trzymanej w palcach brzoskwini.
- Kiedy mnie zabijesz? Tuż przed pełnią kiedy będziesz schodził z góry po nową dziewczynę? Po co właściwie je zabierasz?
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
29/9/2020, 00:26
W wieku czterech lat byłaś gotowa odsyłać pomniejsze yōkai? — zadrwił, choć na jego twarzy igrał lekki, rozbawiony uśmiech, jakby usłyszał nietrafiony żart, z którego i tak wypadało się zaśmiać. Uwierzyć, że będąc dzieckiem, dane jej było odprawiać rytuały, nie potrafił. Wiara nie była jednak jego mocną stroną; to przecież domena ludzi. Powinien się zresztą przyzwyczaić, że człowiek był gotów do najbardziej radykalnych, dziwnych i niewytłumaczalnych motywów, byle tylko ocalić coś dla siebie istotnego. Czemu więc nie uznać, że od najmłodszych etapów wpajano małej, wiejskiej dziewczynce mantry i zaklęcia? Czy to nie wytłumaczyłoby jej czarno-białej wizji odnośnie istot pozagrobowych?
Tsukuyomi pozostał spokojny nawet wtedy, gdy Kikyō wspominała o atakach na jej rodzinną wioskę. Demony. Potwory. Wściekłe i groźne — same negatywne cechy, fala zła napływająca na bogu ducha winnych mieszkańców, którzy przecież się tylko bronili.
Gdzie w tym wszystkim ludzkie okrucieństwo?
Gdzie wzmianka o zaściankowym myśleniu? O murze wybudowanym między dwoma światami? Yōkai traktowano jako koszmarną i brutalną masę, ale dlaczego zapominano, że wśród tych dusz są dawni ludzie? To oni zasilali szeregi demonów, to ich chciwość, zazdrość i niezrozumienie powiększało tłum w zaświatach.
Tsukuyomi ujął czarkę i upił niewielki łyk; denerwowały go zwyczaje. Mus delektowania się trunkiem, wzajemne nalewanie sobie alkoholu, traktowanie wszystkiego z szacunkiem i dystyngowaną postawą, choć o ile łatwiej byłoby chwycić za szyjkę karafki i pociągnąć z naczynia aż do dna. Nie godziło się jednak, żeby sam Bóg Nocy zapominał o tradycjach. Usta mrowiły go niemiłosiernie, w żołądku coś ściskało, ale mimo tego powstrzymał się przed przechyleniem czarki o kilka stopni za mocno.
W pewnym momencie i tak skupił się bardziej na kobiecie. I jej dłoni ujmującej srebrną błyskotkę, która wcześniej tak bardzo wprawiła go w rozdrażnienie. Świadomość, że spinka była prezentem od matki, wyraźnie go rozluźniła. Nawet ramiona pod ciemnym kimonem nieco opadły, a tlące się w kącikach ślepi iskry zblakły i zniknęły całkowicie.
Pamiątka po rodzicielce. Nic więcej.
„A ty, panie? Posiadasz swój własny skarb?”
Nie nazwałbym tego skarbem — przyznał z przekąsem na samą myśl o tym, co traktował lepiej od wszystkich innych przedmiotów, jakie posiadał w pałacu. — Ale jest dla mnie dość cenne. Zresztą — zaśmiał się nagle; cicho i zachrypnięcie, jakby alkohol zbyt mocno podrażnił przełyk — chciałem, abyś się tym zaopiekowała. Wielu pragnie tej drobnostki, a mnie często nie ma w posiadłości. Potrzebuję więc kogoś, kto rzuci okiem od czasu do czasu na to, czy szkatułka jest na swoim miejscu.
Niemal słyszał gwałtowne syknięcie Airi; gdyby jasnowłosa usłyszała o tej prośbie z pewnością wszczęłaby bunt. Jej oczy świdrowałyby na przemian Kikyō i Tsukuyomiego, dłonie zacisnęły się w drobne piąstki, a usta zwarły aż do utworzenia bladej jak blizna kreski.
Tsukuyomi cenił sobie fakt, że hannya, choć nie bez powodu została tym rodzajem yōkai, potrafiła dostosować się do poleceń. Miał zatem pewność, że nie podsłuchiwała pod drzwiami i wszystko to, co padło w tym niewielkim, subtelnie udekorowanym pomieszczeniu, miało w nim już pozostać.
Na twarzy bóstwa pojawił się grymas. Nie hamował emocji, nawet jeżeli większość zakładała, że yōkai, a zwłaszcza wysoko postawieni bogowie, są w stanie wszystko znosić z beznamiętną obojętnością.
Są do tego zdolni, to jasne.
Po co jednak ograniczać reakcje, skoro i tak przyjął ludzkie ciało?
Zwłaszcza teraz, gdy kolejny raz rozdrapano ten sam temat?
Mieszkańcy wioski sami wpadli na pomysł przekazywania dziewcząt w ramach ofiary. Robią to raz w roku, w najjaśniejszą pełnię, a ja odbieram to, co przygotowują, bo dlaczego miałbym ignorować prezenty podtykane pod nos? To dobra wymiana. Tracą jedno życie, ale ratują dziesiątki innych. Sami zresztą łamią skrzydła swoim kanarkom, panienko. — Powieki przymrużyły się, gdy wypowiadał te słowa. Sądził, że metafora jest jasna; niezdolne do lotu ptactwo trafiało do klatek, gdzie dożywało reszty dni, lub umierało w męczarniach, rozszarpywane przez drapieżniki. Czy nie okazywał się w takim wypadku litościwy? Zabierał te biedne ptaszyny z pogruchotanymi kościami, opiekował się nimi i choć zamieniały się w kaleki, to jednak żyły dłużej i lepiej niż gdyby zostawić je same sobie.
Odstawił pustą czarkę na stół, czekając na kolejną porcję trunku.
Mieszkańcy dostawali od niego boską protekcję; kataklizmy, choroby i gniew duchów omijał Uemokawę szerokim łukiem. A jednak...
Czy to przez ataki na twoją wioskę tak nienawidzisz yōkai?
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
1/10/2020, 02:07
Nie umknęła jej uwadze drwina, która wkradła się w książęcy ton. Mimo wszystko Kikyou powstrzymała w sobie chęć odgryzienia się, choć było to wyjątkowo trudne kiedy uciszała w środku szalejącą w oburzeniu dumę. Istniało spore prawdopodobieństwo ryzyka, iż w momencie próby obrony samej siebie mogłaby powiedzieć o jedno słowo za dużo, zdradzić to, co starała się od samego początku skrzętnie ukrywać, a wtedy cały plan rozsypałby się niczym suchy, jesienny liść w palcach.
Tsukuyomi nie był zwykłym, podrzędnym youkai, a do tego okazało się, że nie należy również do najgłupszych, a wręcz przeciwnie. Nie tylko jego siła fizyczna oraz boskość stanowiły poważny problem, ale również intelekt oraz bystrość. Dziewczyna została zmuszona do zmiany początkowo zakładanego planu i powoli rozłożyć swoje karty. Czas. Czas i cierpliwość, tego najbardziej teraz potrzebowała i to było jej sojuszem.
Drgnęła lekko, niemal prostując plecy, gdy padła propozycja zaopiekowania się szkatułką skrywającą skarb księżycowego księcia. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, jakby do samego końca czekała aż ten wybuchnie radosnym śmiechem informując ją, że był to jedynie słabej jakości żart. Jednakże nic takiego nie nastąpiło.
- Dziękuję za okazanie mi tak wielkiego kredytu zaufania, panie. - skinęła delikatnie głową przed nim na znak czystej wdzięczności, choć powątpiewała w jego szczere i czyste intencje.
- Jednakże jestem zmuszona odmówić. Nie powinieneś powierzać doglądania swojego skarbu komuś nieznajomemu. Komuś, kto zawitał w twych progach zaledwie parę nocy temu. Nie znasz mnie, a przecież z łatwością mogłabym wykorzystać twój skarb przeciwko tobie. - jej usta ugięły się pod naporem delikatnego uśmiechu, który zdradzał, że żartował. Choć w oczach pojawił się dziwny błysk, który ciężko było zaklasyfikować.
Jej włosy oraz kimono poruszyło się pod naporem delikatnego, nocnego wiatru, który wdarł się do pomieszczenia przez uchylone shoji rozsypując nieco blado różowych płatków sakury z pobliskiego drzewa.
- Jest w tym sens, aczkolwiek ludzie z wioski to głupcy wierzący, że poświęcając ukochane osoby wykupią sobie tym sposobem przychylność niebios. Boją się nieznanego, przeraża ich potęga bogów i zrobią wszystko, by ratować życie swoje i swoich najbliższych, to zrozumiałe. Dla was nasz żywot jest niczym mrugnięcie okiem, kruche, łatwe do złamania i szybko przemijające. Być może wydaje się to idiotyczne gdy tak uparcie i usilnie próbujemy złapać je za nogi, wszelkimi sposobami zachować jak najdłużej, zwłaszcza w końcowym etapie, gdy ludzkie ciało ledwo się trzyma, jest stare i pomarszczone, umierające od środka, gnijące i rozpadające. Ale... potrafimy się nim cieszyć. Właśnie dlatego, że jest takie krótkie. - zamilkła na krótką chwilę, przyglądając się przez moment czarce w połowie wypełnionej sake.
- Problem pojawia się wtedy, kiedy znajdując się osoby... istoty, ba, nawet sami bogowie, którzy chcą wykorzystać ludzki strach i słabość. Nie szanują wartości życia, nie liczą się z wolą ludzi. Bo czemu mieliby? Jesteśmy TYLKO ludźmi, niczym więcej. Bogom się w końcu wszystko należy. To nie jest kwestia tego, że nienawidzę youkai. Po prostu gardzę takimi osobami, które dla własnej uciechy i chwilowej zachcianki wykorzystują swoją potęgę przeciwko słabszym. - uniosła wzrok na niego i opróżniła zawartość naczynia.
- Moją matkę porwał sam Hachiman. Parę dni później została znaleziona martwa na skarpie przy morzu. - zakończyła wypowiedź odkładając czarkę na blat stołu i złapała za spinkę, którą na powrót wsunęła w kruczoczarne włosy. Zapanowała cisza, która jednakże nie trwała zbyt długo.
- Ciągle opowiadam o sobie. Chętnie posłuchałabym teraz coś o tobie, panie. Coś, o czym... - zamilkła na drobny moment, kiedy przechyliła się w jego stronę jednocześnie wyciągając dłoń na długość stołu i delikatnie sięgnęła palcami w stronę jego włosów zabierając jeden z płatków sakury.
-...nie śpiewają legendy. - uśmiechnęła się lekko wracając na swoje miejsce, trzymając na otwartej dłoni różowy kwiat.
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
16/10/2020, 01:12
Pod ostrzałem jej spojrzenia utrzymał gardę, choć wielu na jego miejscu dawno by splajtowało. Bo robiła to intensywnie, jakby starała się zedrzeć ubranie, skórę, mięśnie — i dotrzeć do umysłu, w najgłębsze i najczarniejsze odmęty intencji. Doszukiwała się podstępu albo kolejnej drwiny? Sądziła, że ją testował? Że chciał zrobić to, co wszystkie inne yōkai robiły z ludźmi?
Był pewien, że tak. Jawił się jej w końcu jako zło tego świata — sam diabeł, stworzony tylko po to, aby niszczyć i plugawić. Gryźć, szarpać, wyjadać do kości i nie zostawiać nic prócz bezosobowego szkieletu, po którym nie można rozpoznać czy to król, czy żebrak.
Nie dziwił się jej reakcjom; była ostrożna, a ostrożność to główna zaleta ludzi wygranych. Przede wszystkim jednak: ludzi żywych. Nie potrafił za to ukryć tego, co nastąpiło, gdy odmówiła jego prośbie.
Był zawiedziony, że tak szybko zrezygnowała z czegoś, co mogło przynieść  korzyści. Już wcześniej zorientował się, że pod warstwami spokojnych, wyuczonych odruchów, kobieta skrywa podkarmianą niechęć do ras z zaświatów. Wraz z tym Tsukuyomi zakładał, że najchętniej posłałaby go w próżnię — tak jak każdego innego yōkai w swoim walecznym życiu. Wiedząc już, że nie jest zwykłą, bierną panienką, zaczął powoli rozrysowywać jej charakterystykę i myśl, że tak prędko przekreśliła dobry motyw na odegranie się...
… bo rzeczywiście mogłaby to wykorzystać przeciwko niemu.
Na uśmiech odpowiedział więc uśmiechem; mniej subtelnym i wyważonym, ale mimo wszystko rozbrajającym w swojej naturalności.
Rozumiem — przytaknął, krzyżując ramiona na piersi. — Zastanów się jednak nad tym. Ludzie w Księżycowym Pałacu otrzymali specjalne względy. Yōkai nie mają prawa ich zaatakować, a co za tym idzie — jesteś jedyną nietykalną tutaj osobą. Przekazując skarb komuś innemu, narażam się na atak wszystkich. Przekazując go tobie — byłabyś jedyną podejrzaną. To dobry interes.
Zamilkł, gdy do środka wdarł się wiatr. Lekki podmuch poruszył czarnymi włosami Kikyō i jej kimonem, a zaraz potem przez uchylone drzwi wleciały płatki sakury. Bladoróżowe kwiaty jak pióra spływały na ziemię i stolik. Ten delikatny obraz nie pasował do słów wypowiadanych przez kobietę.
Były jak sztylet wbity w napięte mięśnie.
Przeciągające się milczenie mężczyzny udowodniło tylko, że nie zamierzał się kłócić. Na twarzy nie drgnął żaden mięsień, choć w oczach coś się zmieniło; stały się o dwa tony ciemniejsze, o wiele mniej intensywne i zaszklone. Straciły jaskrawą bladość gwiazdy, jakby ktoś wyłączył światło i w oknach zapanował mrok.
Zaczynał poważnie sądzić, że nie było sensu, by podtrzymać temat. Zbyt często wracała do argumentów ze złymi bóstwami i biednymi ludźmi. Mógł się jej dziwić? Nieszczególnie; nie po tym, z jaką łatwością odbierał życie najwaleczniejszym przedstawicielom jej gatunku. Mimo tego odczuł żal. Żal za to, że nie dopuszczała do siebie innej możliwości niż ta, która się w niej zakorzeniła. Żal, bo pragnął uderzyć rękoma w blat niskiego stoliczka, strącając całą zastawę i karafki z sake, a jednak pozostał statyczny i spokojny... bo ten akt gniewu tylko utwierdziłby ją w przekonaniu, że ma rację.
Yōkai to potwory.
To bezduszni bogowie nadużywający siły, którą otrzymali za nic.
Zaciśnięcie zębów było jedynym sposobem, aby opanować rosnące wewnątrz sprzeciwy. Ile o nich wiedziała? Ilu z nich poznała na tyle, aby wyrokować intencje wszystkich? Jakie miała do tego prawo, gdy gościł ją w swoich progach, nie robiąc żadnej z krzywd?
Nie był Hachimanem.
Nie był żadną z postaci, o której wspominała.
Patrzył prosto na nią, gdy wyciągnęła ramię i choć palce otarły się o czoło, nie wykonał żadnego ruchu. W normalnych okolicznościach wykazałby się wystarczającą prędkością, aby do dotyku nigdy nie doszło. Ale teraz?
Sine powieki przymrużyły się, gdy palce ujęły wilgotny płatek kwiatu i zdjęły go z czarnych pasm. Tsukuyomi siedział jak głaz i dopiero wtedy, gdy Kikyō wróciła do poprzedniej pozycji, zaczerpnął tchu. Klatka piersiowa uniosła się, napierając nieco na tkaninę szat.
Coś o czym nie śpiewają legendy — powtórzył za nią, zwracając twarz ku drzwiom; na zewnątrz, na granatowym niebie, wisiał ogromny, srebrny księżyc. Było jasno jak w dzień; blask przebijał się przez gałęzie uginające się pod pąkami, nadając im niebiańskiej poświaty. — Historia zaczyna się od drzewa. Tkwiło samotnie w gęstym, górskim lesie — bez liści i kwiatów, spękane i suche. Zwierzęta trzymały się od niego z daleka, w jego pobliżu nie rosła ani trawa, ani żadna inna roślinność. Choć było młode, z dnia na dzień starzało się i umierało. Według przesłanek nad jego losem ulitowała się wróżka, ale to nieprawda. Po lesie krążył Lis, którego kły broniły ludzkiej dziewczyny. To on zbłądził w gęstwinach i odnalazłszy drzewo, przemienił je w człowieka. Dał mu dwadzieścia lat. Ludzki czas jest bardzo kruchy, prawda? Dwadzieścia lat zwykle starcza, aby zrozumieć, jak cenne jest życie. Przemienione w mężczyznę Drzewo mogło wracać do swojej formy wedle uznania, wolało jednak chłonąć emocje, zapachy i bodźce jako człowiek. Mijały jednak tygodnie, miesiące, wreszcie lata — a ono nie dostrzegało uroków świata. Traciło szansę, ponieważ po upływie dwudziestu lat, jeżeli nie odzyskałoby swojej witalności, zostałoby stracony na zawsze.
Zatrzymał się na moment, wsłuchując w ciszę nocy. Pamiętał każdą sekundę, każdy obraz i zapach.
Pamiętał jego spojrzenie, gdy natrafił na nią.
Drzewo było rozczarowane światem, wojną i ludzką nienawiścią. Niemal zrezygnowało z prób uratowania się — aż pewnej nocy, błąkając się po lesie w ludzkiej postaci, natrafiło na krystalicznie czysty strumień. W oddali, naprzeciwko, na samej granicy, dostrzegało Lisa o futrze czarnym jak ebonit. Gdy ich spojrzenia się spotkały, trzasnęło jak przy zwarciu. Drzewo dostrzegło, jak Lis obraca się i daje susa w krzewy, a zaraz potem za plecami mężczyzny rozległ się dźwięk łamanych gałęzi. Choć nie sposób wyjaśnić, jakim cudem Lis miał znaleźć się nagle za nim, mężczyzna obrócił się, gotów przedwcześnie zakończyć swoje życie. Zamiast zwierzęcia dostrzegł jednak piękną, ludzką dziewczynę. Pomógł jej napełnić wiadro wodą, a w drodze do jej chaty żywo ze sobą rozmawiali. Sakura — bo tak nazywała się dziewczyna — była dla niego miła. Połączyła ich szczególna przyjaźń, którą mężczyzna starał się pielęgnować, zwłaszcza, że to Sakura wyzwoliła w nim coś więcej niż rozdrażnienie i gorycz. Dzielili się sekretami, marzeniami i niesprawiedliwością. Narzekali, wybuchali śmiechem, liczyli gwiazdy, kąpali się w górskich jeziorach. Sakura wkrótce przyznała, że każdego ranka znajduje tuż przed domem list od Tsu — zakochanego w niej młodzieńca, którego miłości jednak nie odwzajemnia. W żołądku mężczyzny ścisnęły się trzewia, w gardle pojawiła gula. Szybko wyszło, że sam zapałał do Sakury podobnymi co wioskowy młodzieniec uczuciami. Wahał się wystarczająco długo, ale limit powoli się wyczerpywał, a mając tę świadomość, nie tylko wyznał Sakurze co do niej czuje, ale zdradził jej także czym w rzeczywistości jest. Czy piękna, ludzka dziewczyna byłaby w stanie docenić kogoś tak skrajne odmiennego do niej? Wątpliwe. Od tego czasu nigdy więcej nie przemienił się w człowieka.
Tsukuyomi oderwał wzrok od wiśni i utkwił jasne spojrzenie w siedzącej naprzeciwko Kikyō.
Być może bał się odtrącenia, ale niebiosa były dla niego o wiele łaskawsze niż zakładał. Czuwano nad nim już od momentu, w którym Lis, choć znał las będący jego domem, zgubił się w gąszczach i ścieżkach. Co gdyby nie kilka zbiegów okoliczności? Gdyby nie szansa? Ten trywialny strach, który zmusił go do ucieczki, nieomal zaprzepaścił wszystko. Ludzie jednak, jak sama wspomniałaś, potrafią doceniać najmniejsze drobnostki. Sakura odnalazła go wśród innych drzew, objęła chory, sczerniały pień ramionami i przyznała, że odwzajemnia jego uczucia. Bała się, że drzewo wkrótce umrze. Wtedy Lis pojawił się ponownie, dając Sakurze wybór. Mogła pozostać człowiekiem lub, tak jak jej ukochany, przemienić się w roślinę. Wydarzył się więc cud, gdy wyparła się swojej rasy, na zawsze łącząc z tym, którego pokochała. Mówi się, że to żywe łyko, te mocne korzenia i twarda kora to część mężczyzny, a płatki kwiatów wśród plątaniny gałęzi to fragment Sakury. Czy to ładna opowieść, panienko? — Wargi Tsukuyomiego wykrzywiły się lekko; w drwinie? Niechęci? W zwykłym zapytaniu? A potem czarne włosy uległy pod naporem palców, którymi przeczesał pasma, odgarniając je z twarzy.
W twoim życiu także zdarzały się dobre historie, jak zakładam?
O których, oczywiście, chciałabyś teraz opowiedzieć... w ramach rewanżu?
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
4/11/2020, 23:10
Zaskakująco przyjemne ciepło rozchodziło się po jej ciele, wywołując w głowie ledwo zauważalny rausz. Opróżniła swoje naczynie wiedząc, że powinna zaniechać dalszego spożywania alkoholu. Musiała pozostać trzeźwa na umyśle, wszakże wciąż pozostawała na wrogim terenie otoczona z każdej strony zagrożeniem oraz wrogami. Choć nie ukrywała, że spokojny głos księżycowego księcia wpływał na jej umysł w pewien kojący sposób, wręcz usypiający, jednocześnie daleki od znużenia.
Historia.... legenda, którą opowiadał należała do tych, które niezwykle przyjemnie się słuchało. Niczym opowiadanie na dobranoc, którym matki karmił swoje pociechy przed uśnięciem. Kikyou nie oceniała na ile była prawdziwa, a na ile Tsukuyomi ją wymyślił. Zresztą, nawet jeżeli byłaby w stu procentach zmyślona, to nie poczułaby się urażona. Chciała otrzymać historię - i to właśnie dostała. Kiedy wreszcie zapanowała cisza, wyprostowała się nieznacznie wzdychając cicho, ledwo zauważalnie.
- Zaskakująco miło się słucha twojego głosu, panie. - przemówiła po tak długim czasie milczenia mając wrażenie, że jej gardło wyschło na wiór. A być może było to jedynie skutkiem alkoholu i cielesnego pragnienia o jeszcze większą dawkę magicznego trunku?
- Niestety w moim życiu nie wydarzyło się nic tak ekscytującego. Jestem prostą dziewczyną ze wsi, która większość swojego życia spędziła pomiędzy świniami oraz krowami, a wątpię byś chciał słuchać o dojeniu czy też czyszczeniu obornika - zaśmiała się lekko jednocześnie machając lekceważąco dłonią.
- Takie historie nie są dla twych uszu, panie. - uśmiechnęła się lekko sięgając tym razem po soczystą brzoskwinię. Wbiła długie i zadbane paznokcie w górę owocu, powoli napierając na niego, by ten pod naporem jej siły zaczął powoli otwierać się.
- Jednakże mieszkając w wiosce poznałam pewnego chłopaka. Był mniej więcej w moim wieku... może młodszy o rok? Dwa lata? - zamyśliła się na moment unosząc dłoń, by zlizać z palców lepki sok z brzoskwini.
- Zresztą, to teraz bez znaczenia. W każdym razie nazywał się Abe no Yasuna i był w prostej linii potomkiem samego Abe no Seimei. Na pewno o nim słyszałeś, zresztą... kto z waszego świata nie słyszał o nim? Śmiem wierzyć, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że nawet go spotkałeś. Poniekąd ci zazdroszczę, o ile rzeczywiście go widziałeś. Ponoć był najwspanialszym i najpotężniejszym Onmyōji, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Po jego śmierci świat do tej pory nie ujrzał nikogo, kto choćby dorównałby jego potędze. W każdym razie, Yasuna, jak się domyślasz, postawił sobie za cel, aby prześcignąć swego przodka. Nie chciał byś sławny, nigdy mu na tym nie zależało, chciał jednak dokonać czegoś większego, niż Abe no Seimei. Co, oczywiście, nie należało do najłatwiejszych zadań. Trzeba pamiętać czego dokonał Seimei. Nie mówię tutaj o egzorcyzmach na podrzędnych demonach. - ponownie machnęła dłonią, jakby chciała pozbyć się wyjątkowo upierdliwej muchy, która nie dawała jej spokoju.
- Mówię o potężnych youkai. Prawie pozbawił życia samego Nurarihyona, który, zresztą, po ich starciu zaginął i nikt nie wie gdzie jest choć słyszałam plotki iż śpi ukryty głęboko w Ametystowym Lesie, gdzie odzyskuje siły a jego regeneracja potrwa jeszcze parę tysięcy lat, ponadto przyczynił się do upadku  Shuten-dōji, walczył z Izanagim i wiele, wiele innych. Zresztą, jestem pewna, że wiesz o tym wszystkim. Tak więc przed Yasuną był praktycznie nieosiągalny cel. Ale chłopak był uparty. Dzień w dzień trenował, od świtu aż pod noc, w warunkach, w których niejeden rosły mężczyzna poległby. Ale nie on, nie Yasuna. Na początku chciał skończyć to, czego nie był w stanie Seimei. Unicestwić Nurarihyona, jednakże okryłby się hańbą, gdyby pokonałby go pogrążonego we śnie, dlatego też szybko zrezygnował z tego zamysłu. Za cel obrał sobie... was, bogów. - na jej ustach ułożył się delikatny cień uśmiechu, choć ciężko było wyczytać czy jest zadowolona z faktu, że ktoś zamierzał pobawić głów samych bogów, czy po prostu uśmiechała się z politowaniem dla mrzonek Yasuny.
- I wiesz, w pewnym momencie zaczęłam wierzyć, że być może... że naprawdę mu się uda. Niestety, pewnego dnia zniknął, rozpłynął się w powietrzu i nigdy więcej go nie widziałam. Nie wiem czy zginął, czy też odszedł, choć nie chcę wierzyć, że zrobiłby to bez pożegnania. Ale jakaś część mnie chce wierzyć, że gdzieś tam na świecie żyje i kto wie... - spojrzała wprost w srebrne tęczówki Tsukuyomiego.
- Czai się gdzieś w pobliżu na któregoś z was, bogów. - zapadła cisza, którą w końcu przerwał szelest kimona kobiety, kiedy powoli podnosiła się.
- Cóż, jak już mówiłam, nie jestem zbyt ciekawą i barwną osobą, więc nie znam zbyt wielu historii, które mogłyby zainteresować twą osobę, panie. Teraz jednak musisz mi wybaczyć. Robi się późno, a alkohol powoli zaczyna odciskać na mym umyśle swe piętno, więc chciałabym udać się do swego pokoju. - ukłoniła się przed nim i powoli skierowała swe kroki w stronę wyjścia, lecz zatrzymała się nagle, w połowie drogi.
- Właśnie przypomniałam sobie coś niezwykle ironicznego. - odwróciła się w jego stronę, a w ciemnych tęczówkach zamigotało.
- Pozwól, że zdradzę ci pewien sekret, o którym właściwie nikt nie wie. - podeszła do niego przekraczając umowną granicę cielesną i przyklęknęła tuż przy jego boku, kładąc dłonie na jego ramieniu, by sięgnąć wargami do jego ucha. Mężczyzna mógł z łatwością wyczuć delikatną woń brzoskwini, alkoholu, sakury oraz jaśminu.
- Wiedziałeś, że matką Seimeia była kitsune, Kuzunoha? Z kolei dziadek Yasuny zrobił ten sam błąd, i pokochał inną kitsune, Tamamo no Mae. Znasz ją, prawda? Jest babką Yasuny, więc w jego żyłach płynie krew youkai. - wyszeptała, jakby bała się, że ktoś obok zdołałby ją dosłyszeć. Uśmiechnęła się delikatnie, powoli odsuwając od niego.
Kikyou
Sponsored content