Ruu x Ylv - wątek gdzieś
TESTOWE FORUM

Join the forum, it's quick and easy

TESTOWE FORUM
TESTOWE FORUM
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
20/6/2017, 21:30
xxx
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
20/6/2017, 22:20
Zamknęła cicho drzwi za wychodzącym Reijim. To były trzy, długie godziny. Mimo to, nie odczuwała ani krzty zmęczenia. Nawet, jeśli to była nauka, za którą niekoniecznie przepadała. Zwłaszcza za matematyką. Inna sprawa, że tym razem z lekcji praktycznie nic nie wyniosła. Chyba że zaliczała się do tego uważna obserwacja poruszających się ust podczas tłumaczenia, długich palców, które nakreślały w zeszycie kolejne wzory do obliczeń, czy też skupianiu się na delikatnej woni, jaka otaczała chłopaka.
Wparowała do pokoju radośnie i odetchnęła, wciąż czując unoszący się w pokoju jego zapach, sięgnęła po telefon, by pospiesznie wystukać kilka słów do Ruuki, relacjonując mu cały dzień. To nie tak, że miała nadzieję, że wreszcie się do niej odezwie… już od prawie dwóch tygodni zaakceptowała jego milczenie. Ale to nie oznaczało, że pogodziła się i wybaczy mu to od razu. Na zewnątrz uśmiechała się i dookoła szerzyła, że z Ruuką wszystko dobrze, a nie odzywa się dlatego, że jest bardzo zajęty. Ale wewnętrznie….
Uniosła spojrzenie w stronę okna, gdzie pokój naprzeciwko ział ciemnością i pustką. Wylewającą się, pochłaniającą… Na tę drobną chwilę w jej oczach pojawił się smutek, na który nie pozwalała sobie każdego, normalnego dnia.
- Głupi Ruuchan. – burknęła pod nosem, rzucając telefon na łóżko, po czym opuściła swój pokój. Ciche kroki rozległy się w korytarzu, kiedy zaczęła zeskakiwać ze schodków, uważając, aby nie zbudzić matki, która jak każdego dnia była pogrążona w głębokim śnie. Miała jeszcze z dobrą godzinę, kiedy pan Takada przywiezie chłopców z treningu. Co prawda powinna przygotować coś do jedzenia, ale…
Szarpnęła drzwiami od zamrażalki, skąd wydobyła skrzętnie ukryte pudełko z lodami czekoladowo-miętowymi przed spojrzeniem Kouty. Chichocząc pod nosem jak opętana, że udało jej się to, zgarnęła jeszcze łyżkę i niemal tanecznym krokiem wróciła do swojego pokoju, zamykając drzwi nogą. Była w drobnym nastroju. Mimo wszystko. Trzymając w ustach łyżkę z lodami, włączyła muzykę i zaczęła przeglądać szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań na jutrzejszy dzień. Tym razem korepetycje miały odbyć się u niego. Musiała jakoś wyglądać. Przyzwoicie. Nucąc pod nosem spojrzała na swoje odbicie w lustrze, kiedy do ciała przycisnęła bladoczerwoną sukienkę na ramiączkach, sięgającą kolan z małymi wstążeczkami. To ten [i]kawaii[i] typ, który cholernie podobał się japońskim facetom. Z tym, że Ylva niekoniecznie lubiła się w takich rzeczach. Sukienkę dostała kiedyś od matki i miała ją na sobie aż… zero razy. Nie myśląc zbyt wiele, złapała za legginsy i jednym ruchem zsunęła je z tyłka, po czym ściągnęła z siebie koszulkę, wkładając za to sukienkę. Odwróciła się w niej parę razy, na dłużej zatrzymując tyłem do lustra, by spojrzeć na inne rejony swojego ciała.
- Hm…. Chyba powinnam stracić parę kilogramów. – odwróciła się przodem, tym razem oglądając przód. - A tu przytyć…. – i jako potwierdzenie swoich nowych postanowień, wpakowała do ust kolejną porcję lodów.
- W imię siły najwyższej! Idźcie w cycki! – rzuciła zaklęcie wyrzucając rękę dzierżącą łyżeczkę w górę, jak superbohater przywołujący jakieś super moce. Zsunęła z siebie sukienkę, zarzucając na siebie na powrót koszulkę, tym razem przeglądając szorty.
- To chyba będzie bezpieczniejszy wybór. – zamruczała do siebie, a obok niej pojawiała się coraz większa kupka ciuchów. Ostatecznie siedząc w pierwszym wydaniu, odpaliła telewizję, żrąc lody, i oglądając odcinki japońskiej dramy.
- Tomo-chan, kretynie *sniff* czemu zdradzasz Yukę *sniff* Nie możesz wyjechać *sniff*
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
20/6/2017, 23:24
Od kwadransa leżał na łóżku, bezmyślnie patrząc się w sufit.
Matka tradycyjnie ciągnęła się za nim aż do drzwi, które zamknął jej tuż przed nosem. Wiedział, że chciała jedynie z nim „poprzebywać” - jak zawsze zresztą – jednak tym razem był przede wszystkim zbyt zmęczony, żeby użerać się z miliardem pytań, na które sam nie znał odpowiedzi.
Dlaczego nie pisałeś? Jak w szkole? Jak nauczyciele? Masz przyjaciół? Co ze stopniami? Pewnie jest ciężko. Bardzo? Przytyłeś. Widać to na twojej twarzy. I te ramiona... Były takie chude. Naprawdę wystarczyły trzy miesiące, żebyś nabrał mięśni? Oh, nigdy nie byłeś chuchrem, ale teraz...
Ruuka wpatrywał się uparcie w doklejone do sufitu gwiazdki, które po zgaszeniu lamp świeciły się jeszcze jakiś czas na mdłą zieleń. Nagabywanie matki praktycznie kompletnie zanikło; tylko echo jej głosu odbijało się nieustannie gdzieś w tyle czaszki nawet mimo tego, że rodzicielki nie było już w pobliżu. Wkrótce i ono umilkło. Został więc sam w ciemnym pokoju, w ubraniach wyjściowych i rozłożonymi na boki rękoma. Za dzieciaka oboje, Ylva i Ruuka, asekurowani przez matkę chłopaka, próbowali przykleić całą masę fluorescencyjnych planet, gwiazd i księżyców do płaskiej powierzchni sklepienia pokoju – większość poodpadała i tylko cztery sztuki utrzymały się w kompletnie losowych miejscach. Parę minut temu zbladły do końca; mniej więcej w tym samym czasie nadgarstek przestał być atakowany przez wibracje.
Kiedy Ylva rozprawiała się właśnie ze swoim odbiciem w lustrze, czarnowłosy podciągnął się wreszcie na łokciu i uniósł przegub, na którym znajdował się identyfikator. Nie czytał wiadomości od przyjaciółki od jakiegoś czasu, choć ta nie szczędziła mu dziennej porcji maili. Nawet podczas rozmowy z Verity co jakiś czas czuł charakterystyczne mrowienie skóry, które starał się ignorować, ale nie zawsze utrzymywał myśli na wodzy.
Nad tym będzie musiał jeszcze popracować.
Do takiego wniosku doszedł szczególnie po tym, jak wyświetlił ostatni z tekstów.
„... był dziś u mnie!”.
W czarnych tęczówkach odbijał się ekran hologramu; poza tym pustka.
Był u niej, co?

Harakawa wciskała akurat kolejną porcję lodów do ust, kiedy do jej okna zastukała pięść. Dwa razy. Przerwa. Raz. Przerwa. Dwa razy. Stop. I znów raz. Sekwencja znana jeszcze z czasów, gdy chodzili w tych samych mundurkach. Z czasów, gdy spotykali się o siódmej pięć tuż przy rozłożystym drzewie z mocnymi gałęziami i wsiadali na siodła rowerów. Kto ostatni w szkole...
Potrząsnął głową. Co tak długo robiła? Lody się rozpuszczą. A nie po to przechodził przez jaskinię smoka, żeby okazało się to nic niewartym narażaniem życia. Nie chciał nawet myśleć co by się stało, gdyby matka nie usnęła na kanapie przed włączonym telewizorem, tylko czekała na niego w aneksie kuchennym. Nie wspominając o tym, że wygrzebał ostatnią porcję lodów czekoladowo-miętowych z lodówki supermarketu przy okazji wyładowując połowę towaru na poziomą szybę urządzenia, byle udało mu się dotrzeć do głębszych warstw.
Zniecierpliwiony obrócił wolną rękę i podważył okno. Wiedział, gdzie powinien nacisnąć, aby móc bez problemu je uchylić; pod warunkiem, że Ylva nie postanowiła zamknąć go od środka.
Ale kiedy ostatnim razem postanowiła się tak zabezpieczyć?
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
21/6/2017, 00:06
Pukanie zbiegło się z krzykami na ekranie, kiedy Tomo opuścił miasto. Zimny chłód wiosennego wieczoru, który wpłynął do pokoju wraz z otwartym oknem, poruszył zasłonami, poniewierając paroma rozrzuconymi kartkami po podłodze. Ylv odgarnęła nieco rozwichrzone włosy, odwracając się nieco zbyt gwałtownie, w pierwszej chwili myśląc, że to włamywacz. Skrzętnie, do samego końca, nie potrafiła dopuścić do siebie nadziei, że Ruuchan wrócił. Bała się ewentualnego rozczarowania. Jak każdy.
Ale on wrócił.
Pomimo mroku panującego na zewnątrz, poznała go od razu.
- Ruuchan…? – poruszyła ustami, w chwili, kiedy chłopak wgramolił się do środka. Nie, „wgramolić” to nie było odpowiednie słowo. Z dziwną gracją i łatwością. Jakby płynął. Jakby takie małe przeszkody nie robiły już na nim jakiegokolwiek wrażenia.
- Ruuchan! – dodała głośniej, błyskawicznie zrywając się z ziemi I podbiegła do niego, chociaż ostatecznie zatrzymała się w odległości jednego kroku.
Wiele razy wyobrażała sobie, jak mu nagada, kiedy wreszcie się spotkają. Nagada mu tak, że aż w pięty mu pójdzie, przy jednoczesnym mordowaniu go. Taki był plan. W teorii. W praktyce wyglądało to nieco… inaczej.
Zmienił się.
Nie umiała tego wytłumaczyć, ale w jego spojrzeniu było coś innego. Tak samo w jego postawie. Mimice. Jakby nie było go trzy lata, a nie tylko trzy miesiące, które przecież były niczym na taśmie czasu. A jednak.
Wpatrywała się w niego przez dłuższy czas, chaotycznie myśląc, co powinna powiedzieć, zrobić. Coś musiała.
- Masz przechlapane. – w końcu się odezwała, opierając obie dłonie na swoich biodrach, marszcząc przy tym brwi. - Obiecałeś się odzywać. Co, zapomniałeś mojego numeru? I nie, nie, nie. Nie przyjmuję tłumaczeń w stylu, że nie miałeś czasu. – dodała wyciągając otwartą rękę przed siebie, w ewentualnym geście zatrzymania. Zerknęła na niego i wyszczerzyła się szeroko.
- No pokaż się. Hehe, włosy ci urosły – rzuciła wesoło i stanęła lekko na palcach, żeby poczochrać go po smolistych kosmykach, budząc je do własnego życia.
Od kiedy muszę przy nim stawać na palcach?
- Wooo, wyglądasz jak android, ahahahaha – roześmiała i zaczęła uderzać go otwartą dłonią w lewę ramię, nie szczędząc przy tym siły.
- Ahahaha, trzeba było zadzwonić, ugotowałabym ci coś. Ostatnio coraz lepiej wychodzi mi kurczak curry, haha. Wiem, że to jedno z twoich ulubionych dań. Musisz spróbować, haha… ha.. – dłoń przestała wreszcie go klepać i powoli przesunęła się na jego klatkę piersiową, gdzie zacisnęła palce, marszcząc materiał.
- Musisz. – pierwsze łzy utorowały sobie drogę, łącząc się na brodzie, by ostatecznie zniknąć w miękkim dywanie. Zrobiła krok, łapiąc drugą dłonią za, i tak już pognieciony materiał i uniosła nieco jego tshirt, w którym ukryła twarz wyrażającą chwilę słabości. Ramiona zadrżały niespodziewanie, i choć hamulce wreszcie puszczały, nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Żadnego lamentu, jęku, krzyku. Nawet pachniał inaczej.
Ciszę przerwało dopiero ciche pytanie, w które wkradło się wręcz namacalne zwątpienie.
- Naprawdę tu jesteś?
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
21/6/2017, 01:02
Położył siatkę z pudełkiem lodów na parapecie.
— Ruuchan?
Bose stopy uderzyły o podłogę. Niemo. Prawie tak, jakby nic nie ważył, choć w rzeczywistości urok tkwił w umiejętności manewrowania swoim ciałem tak, aby ciężar danej części przenieść w odpowiedni rejon w konkretnym czasie. Bezszelestne poruszanie się opanował do perfekcji; i tylko wiatr na dworze zawył, szarpiąc za słabsze gałęzie drzewa łączącego oba budynki. Ruuka uniósł wtedy czarne spojrzenie. Jej twarz była taka sama. Przez trzy miesiące niewiele się zmieniła.
Nie mogło być inaczej.
A jednak zatrzymała się o krok przed nim i w jego oczach błysnął stłumiony żal. Spodziewał się kazania, które postawi na nogi cały dom. Krzyków i wyzwisk, pięści lądującej gdzie popadnie, tupania, zaciskania ust i wykrzywiania ich przy następnej obeldze. A zamiast tego się wpatrywała. Na długą, śmiertelnie rozciągniętą w czasie, chwilę stali oddzieleni niewidzialną barierą. Nie potrafił określić, czy jej spokój jest przerażający, czy irytujący – wiedział jednak, że go oceniała.
Ona. Osoba, u której nigdy nie musiał zaliczyć testu, aby być wystarczającym.
— Masz przechlapane.
Kącik ust mu zadrżał; powstrzymał jednak uśmiech w samym zalążku. Dobrze było za to słyszeć jej głos po tak nieznośnym milczeniu. W duchu obstawiał, że zaraz się przełamie. Zacznie to, co powinna zacząć gdy tylko go ujrzała, jednak zamiast tego litania ledwie się zaczęła, a już dobiegła końca.
Co się między nimi, do jasnej cholery, działo?
Nawet nie drgnął, kiedy oparła o niego dłoń. Kątem oka wychwycił bezbarwny lakier na dłuższych niż zazwyczaj paznokciach. Ręce, które trzy miesiące temu w każdej chwili mogły mieć zdarte do krwi knykcie, teraz wydawały się obco zadbane i dziewczęce.
— No pokaż się.
Uniósł z powrotem spojrzenie na jej twarz, lekko pochylając głowę do przodu, by ułatwić jej cały ten chory zabieg. Przeczesywała mu włosy i mierzwiła je pod każdym kątem, nadmiernie wesoła i zbyt optymistyczna. Oczywiście, taką ją zapamiętał – taką była przez całe ich życie. Pełna werwy, wyszczerzona, samolubna. Robiła co chciała i zazwyczaj wychodziło to na jej korzyść. Ale teraz?
Andro...
Resztę zagłuszył jej nagły wybuch śmiechu, na który zmarszczył brwi i wykrzywił wargi w kwaśnym grymasie. Nigdy nie przeszkadzała mu jej nadmierna pewność siebie i te ciągłe chichoty po kątach; w obecnej sytuacji wyczuł jednak coś sztucznego. Sam nie wiedział, czy to ona się do czegoś zmuszała, czy on przestał pasować do ich „idealnego” obrazka. Było to jednak coś, co powodowało drapanie w gardle i ścisk trzewi.
Ylva zachowywała się dziwnie.
Jak ktoś zupełnie obcy. Ktoś, kto...
— Musisz.
Zacisnął zęby, z tępym niezrozumieniem patrząc, jak w kącikach jej oczu rosną łzy. Uczono go jak odbezpieczyć broń i wycelować w ruchomy cel, poznawał teorie rozbrajania bomb i potęgę zwykłego noża. W szkole wojskowej nie mówiono za to, jak poradzić sobie z prawdziwym niebezpieczeństwem. Jedyną linią obrony okazały się mięśnie – napięły się, prostując jego plecy i ramiona. Na piersi czuł znikomy ciężar.
W tej chwili nienawidził Harakawy. Zbyt łatwo jedną reakcją zniszczyła trzy miesiące karkołomnej pracy, trzy miesiące znoszenia obolałych mięśni i przyzwyczajania ręki do ciężaru pistoletu. Niemal na pstryknięcie palcami uniósł dłoń i oparł ją o jej głowę. Zawsze miała tak miękkie włosy? Był pewien, że nie. I jej zapach był jakby inny.
— Naprawdę tu jesteś?
Nawet jej szept zdawał się...
Naprawdę – przytaknął, tonem schodząc niemal do szeptu. Głos miał jednak nieswój, zachrypnięty i bardziej szorstki; jak ktoś, kto powstrzymuje się, by zwykłego słowa nie zamienić w rozkaz. — I nie po to przyjechałem, żeby widzieć cię w takim stanie. Przecież wszystko się układa.
Palce wplątały się w rude pasma. Rzeczywiście były bardziej miękkie. Niemal płynne. Nie był zresztą głupi; domyślał się, co mogło być tego zasługą i na samą myśl rysy twarzy tężały od zaciskania szczęk. Ruchy dłoni miał jednak zaskakująco delikatne; wkładał resztki wysiłku, aby ująć jej twarz w ręce i odsunąć ją od swojej koszulki.
Kiedy Ylva ostatnim razem szczerze płakała?
Zadarł głowę dziewczyny, szukając spojrzenia, nawet jeśli byłby zmuszony dostrzec jej przeszklone oczy, w których wcześniej widywał tylko gorejący entuzjazm i pewność we własne możliwości. W ich możliwości. Nie, nie pamiętał, by przez ostatnie lata się złamała. Była zbyt silna, zbyt dumna, żeby się przed nim obnażyć.
Mrużąc powieki oparł swoje czoło o jej, na moment zaciskając lekko usta, jakby hamował zdanie, które się na nie ciskało. Dawniej nie zauważał takich błahych szczegółów jak to, że jej tęczówki mają naprawdę intensywny kolor. Ani nie dostrzegał faktu, jak duże ręce miał w stosunku do niej – nawet teraz miał wrażenie, że wystarczyłoby zaciśnięcie palców, by złamać jej kark. A przecież tylko opierał dłonie o jej szyję, kciukami jeden, jedyny raz przeciągając po mokrych policzkach. Wzrok mimowolnie powiódł do jej ust; gdy ścierał słony ślad opuszką zahaczył o kącik jej warg. Poczuł coś lekko klejącego i dopiero teraz dopasował to do konkretnej rzeczy. To kolejny punkt, na który wcześniej nie zwróciłby uwagi.
Bo wcześniej po prostu by go nie było.
Zapomniałaś zmyć błyszczyk. – Komentarz zabrzmiał ironicznie; zresztą, wraz z nim Ruuka się uśmiechnął. I byłby to uśmiech dziwnie nonszalancki, gdyby nie zgryźliwość czająca się na dnie oczu. — Podobał mu się ten odcień?
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
21/6/2017, 01:51
Ruuka od zawsze miał ciepłe dłonie.
Od kiedy pamiętała, wielokrotnie w zimę, czy nawet na jesień, marznąc, na bezczelnego szukała jego dłoni, i wsuwała w nie swoje, chcąc się nieco ogrzać. Nigdy otwarcie do tego się nie przyznawała, czasami nawet przed samą sobą, ale… bywały momenty, kiedy umyślnie zapominała o rękawiczkach. Przede wszystkim lubiła jego dotyk.
Tym razem jednak było inaczej.
Jego ciepłe dłonie wydawały się być irracjonalnie chłodne. Próbowała o tym nie myśleć, że Ruuchan, jej Ruuchan naprawdę się zmienił. Albo ta nagła rozłąka sprawiła, że zaczęła spoglądać na to wszystko inaczej. Oboje zaczęli na to wszystko patrzeć z zupełnie innej perspektywy. Jego milczenie przerywane jedynie wojskowymi, krótkimi odpowiedziami były zupełnie odległe od tego, czym zazwyczaj „raczył” ją chłopak. Żartobliwe odzywki, pstryknięcia w czoło. Prędzej zarzuciłby jej, że wygląda paskudnie jak płacze albo że zasmarkała mu ubranie. A teraz? Teraz dostała jedynie puste „przecież wszystko się układa”. Gówno prawda. Nic się nie układa. Zupełnie nic.
- Co się niby układa? – zapytała cicho, ledwie poruszając ustami. Nie zamierzała jednak poruszać tego tematu. Obiecała sobie. Sobie i Ruuce, chociaż nie powiedziała tego mu wprost, że zawsze kiedy będzie przyjeżdżał, albo chociaż się odzywał, to nie da po sobie poznać, jak naprawdę się czuje. Nie chciała, by chłopak w j a k i k o l w i e k sposób odczuwał wyrzuty sumienia w związku ze swoim wyjazdem. Jeżeli szkoła wojskowa to jego marzenie, chciała go wspierać w tym. Dlatego nie mogła pozwolić sobie na chwile słabości, zwłaszcza nie przy nim.
Co prawda, pękła, ale bardzo szybko zaczęła się zbierać. Jak to ona.
A przynajmniej tak myślała do momentu, aż kolejne słowa jej przyjaciela nie wprawiły ją nie tyle co w zakłopotanie, a totalnie zamurowało. Nie uciekała spojrzeniem, choć oczy teraz wyglądały zapewnie paskudne, zaszklone i całe czerwone. W pierwszym momencie nie zrozumiała do końca o co mu chodzi i przede wszystkim o kogo. Ale im bardziej mijały sekundy, tym bardziej wszystko stawało się jasne i klarowane. Chociaż wciąż niezrozumiałe.
Od kiedy zwracał uwagę na takie pierdoły? A może od zawsze, tylko ona tego nie zauważała?
Powoli, wręcz delikatnie, wyswobodziła się z jego dotyku, za którym przecież tak tęskniła, i złapała za krawędź swojej koszulki, uniosła ją i energicznie wytarła najpierw oczy, a na koniec – usta, ścierając resztki błyszczyku.
Była… zła.
Zła na Ruukę. I przede wszystkim na siebie. Bo właśnie łamała dane słowo.
- Tęskniłam za tobą. Nie odzywałeś się. Chociaż obiecałeś. Naprawdę nie znalazłeś nawet paru minut, żeby napisać głupiego maila? Każdego dnia zastanawiałam się, co robisz. Czy zjadłeś, czy nikt nie skatował cię i czy wszystko jest dobrze. Każdego wieczoru spoglądałam w twoje okno z nadzieją, że zobaczę zapalone światło. Każdej nocy budziłam się mając wrażenie, że słyszę wibracje telefonu, w nadziei, że się odebrałeś. – zacisnęła na moment usta w wąską linię, mimo wszystko czując się nieco winna za to, że robiła mu wyrzuty. Nie chciała ich. Naprawdę.
- A ty zwracasz uwagę tylko na jakiś głupi błyszczyk. Wiesz, chciałam spróbować czegoś innego. Czegoś nowego. Jakbyś nie zauważył, też jestem dziewczyną, a nie tylko twoim kumplem. Może też chcę się komuś podobać. Nie wiem, czy mu się ten odcień podobał. A nawet jeśli, to… - … nie twój interes.
Nie umiała tego powiedzieć na głos. Nie dlatego, że nie chciała. Ale nawet ją coś takiego bolało. Bo chciała, żeby to był jego interes.
- Zjawiasz się po takim czasie I masz pretensje, że próbuję być dziewczyną. A przecież mogę być jednym i drugim. Twoim kumplem, ale też i dziewczyną. Aż tak ci to przeszkadza? – spojrzała na niego, i choć dała upust swoim emocjom, na jej twarzy nie było złości. Ciężko było określić jakie dokładnie emocje przelewały się przez jej spojrzenie, kąciki ust, czy nieco zaróżowione policzki. Ale na pewno nie złość.
Zawód?
- A przede wszystkim, muszę iść na przód, Ruuchan.
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
21/6/2017, 02:34
Co się układało? Według jej wiadomości – wszystko. Była na zakupach. Kupiła sukienkę. Znalazła nową cukiernię i wypróbowała już 1/3 menu. Poznała chłopaka, nazywa się Reiji. Ma korepetycje i wreszcie zaczyna łapać matmę, przynajmniej na tym stadium. Keita, haha, oblał się sosem i wyglądał tak śmiesznie! Poza tym...
Pozwolił jej się odsunąć, choć znów poczuł ukłucie rozczarowania. Dotychczas lgnęła do niego i na każdym kroku próbowała scalać ich ciała. Robiła to nieświadomie, ale bezustannie. Chwytała go za dłoń w zimowe wieczory, opierała się o jego ramię w pociągu, kładła się tak, by przerzucić nogi przez jego uda. Było to na tyle naturalne, że stało się zwyczajnością. Zwyczajnością, której teraz mu odmówiła. I czemu? Bo na trzy miesiące ich losy przestały tak ciasno się ze sobą przeplatać? Bo znalazła kogoś, kto lepiej tłumaczył matmę, był przyjaźniejszy, ciekawszy?
Ręce Ruuki opadły wzdłuż ciała, kompletnie zrywając jakikolwiek kontakt z Harakawą. Na opuszkach wciąż czuł wspomnienie po jej łzach, ale wiedział, że i ono lada moment wyschnie i nie pozostanie już żaden ślad po niespodziewanym przełomie.
— Tęskniłam za tobą.
To skutecznie zmyło z jego twarzy wyniosłość i arogancję. Usta co prawda jeszcze chwilę utrzymały krzywy uśmieszek, ale zaraz potem i on zbladł, pozostawiając wargi Kyouryuu dziwnie beznamiętne. Nałożona maska była niekompletna; twarz być może nie wyrażała szczególnego przejęcia, jednak w oczach zaczynała odbijać się feeria emocji.
Jej słowa nie były wyszukane. Zresztą, Ylva była zbyt prostolinijna, żeby zostać mówcą i nie było to żadną nowością, jednak w obecnej sytuacji wszystko to, co z siebie wyrzucała, formowało się w tępo zakończone szpikulce. Wbijały się powoli, ale dogłębnie, niektóre wręcz na wylot. W pewnym momencie musiał zacisnąć palce w pięści, aby stłumić w sobie nagły wybuch.
— Wiesz, chciałam spróbować czegoś innego. Czegoś nowego.
I akurat to przyszło jej do głowy? Malowanie ust, podkreślanie rzęs, ładny ubiór? A to wszystko po to, by zalecać się do... Ruuka nabrał powietrza, ale nie orzeźwiło ono ani płuc, ani umysłu. Miał wrażenie, że to jest zastałe i zatęchłe; nie dało się nim oddychać pełną piersią.
Do kogoś, kogo nie znasz. Do kogoś, kto jej nie znał. Nikt nie wiedział o niej tyle co Ruuka. Ten cały Reiji... ile mógł doświadczyć? Widział, jak rozczochrana i zaśliniona próbuje wyplątać się z pościeli? Niezgrabna, absolutnie mało dziewczęca? Albo jak spala kolejną jajecznicę dla marudnych braci, jednocześnie próbując zapanować nad chaosem w kuchni i salonie? Widział jak jej ręce lekko chwytają za pudełko z prezentem? Jak zaczyna panikować na widok ciem? Miał świadomość, że jeśli baton oblany jest białą czekoladą, to da się za niego posiekać?
Ruuka milczał zawzięcie, słuchając wyrzutów. Przyjmował je z niezadowoleniem, ale dziwną... pokorą.
— Zjawiasz się po takim czasie i masz pretensje, że próbuję być dziewczyną.
To tylko trzy miesiące. Naraz nabrał ochoty, by chwycić ją za ramiona – wbrew temu, że wcześniej się od niego odsunęła. Potrząsnąć nią tak mocno, aż wszystkie te głupoty powypadają jej z głowy. Potrzebowała niecałych trzech miesięcy, kilku zaledwie tygodni, aby okręcić sobie wokół palca jakiegoś kolesia. Korepetytora. Zmienić styl. Nabrać delikatności. Stłumić w sobie wszystko to, co wcześniej szlifowała. Potrzebowała niecałych trzech miesięcy, by zastąpić go świeższym egzemplarzem, kiedy w tym samym czasie...
Kyouryuu nagle zmarszczył brwi.
— Przede wszystkim muszę iść naprzód, Ruuchan.
A dotychczas? – Nie potrafił stłumić rozdrażnienia, które nie wiadomo jakim cudem wkradło się w zwykłe pytanie. Machnął wtedy niedbale ręką; nadgarstek wskazał pomieszczenie, ale chodziło o ogół. O cały świat. O biliony godzin spędzonych na udeptywaniu obranej wcześniej ścieżki. — Stałaś w miejscu, tak? – Niespodziewanie cmoknął, a potem kiwnął głową. — Co ze mnie za kretyn? Nie stałaś w miejscu. Oczywiście, że nie. — Uśmiechnąłby się, ale kąciki dziwnie mu ciążyły; miał za to ochotę zrobić pożytek z zaciśniętej pięści, jednak odsunął od siebie tę myśl. Z trudem. — Ja cię hamowałem.
Wszystko wydawało się teraz takie przejrzyste. Jasne. Wyjazd był jej na rękę, by uwolnić się od toksycznego uzależnienia. O to chodziło? To miała na myśli wspominając o pójściu naprzód? Zwolnieniu blokad?
Jeszcze przed chwilą nie był w stanie przełamać własnej bariery; teraz jednak łańcuch puścił i z głębi gardła wyrwał mu się suchy śmiech. Wsunął rozcapierzone palce w przykrótkie włosy i odgarnął je z czoła, choć ledwo na nie opadały.
Wystarczyło tylko tyle, żebyś znalazła kogoś innego. Bardzo łatwym okazała się zmiana z kumpla w dziewczynę, ale jeszcze łatwiejszym zadaniem było złapanie w sidła jakiegoś frajera, który stanie na moim miejscu. Nie jestem zawistny, przecież wiesz. — Zatrzymał się. Na sekundę. Patrzył prosto w nią, już bez uśmiechu, bez cienia rozbawienia. Przewiercał się przez jej twarz. Zapłakana, obnażona, zraniona – taka była najpiękniejsza. Z goryczą to sobie uświadomił, gdy wypowiadał kolejne słowa: — Ale jeśli go spotkam, zajebię jak psa. Nie uratuje go żadna szminka i żadne prośby, Ylv.
Bo należysz do mnie.
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
21/6/2017, 03:26
Stała w miejscu, nie zdolna do wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku, jakiegokolwiek słowa. Jakby ktoś w magiczny sposób pozbawił ją tego elementarnego daru i umiejętności ludzkości. Chyba po raz pierwszy w życiu wystraszyła się go. Ileż to razy z pełną świadomością igrała z ogniem? Wpadała do niego jak oszalała burza, kradła jego jedzenie i na jego oczach pochłaniała je z zawrotną prędkością? A ile to razy bezczelnie podglądała? Wpadała, kiedy brał prysznic, wskakiwała mu do wanny, drażniła, denerwowała? Ruuka się złościł, czasami złorzeczył, ale nigdy, nigdy się go nie bała. A teraz?
Zimne dreszcze przeszły wzdłuż jej kręgosłupa, a każde kolejne słowa, jakie wypowiadał, były jak grube i tępe gwoździe wbijane pojedynczo w jej ciało, które z ich nadmiaru robiło się coraz bardziej ociężałe.
Co oni ci zrobili?
Tęskniła za nim. Ale za tym Ruuką, którego tak dobrze znała. Ruuką, który z nią żartował, z którym się sprzeczała, szczypała, przepychała. Z którym mogłaby napaść na bank, a potem razem trafić za kratki. Tęskniła za wspólnymi wypadami na miasto, odkrywaniem nowych miejsc, wyjścia na basen czy też do kina. Za spacerami, oglądaniem seriali i graniem do porannych godzin. Tęskniła za swoim Ruuką. Miała jednak wrażenie, że pomiędzy nimi nakreślono grubą linię i teraz ten, do którego lgnęła jak mały szczeniak, jest poza jej zasięgiem.
I stare dni już nigdy nie wrócą.
Ale też nie wiedziała, co Ruuka przeszedł w szkole wojskowej. To tylko trzy miesiące, a może nawet AŻ trzy? Był sam, w obcym miejscu, być może przechodził gehennę. Być może, on….
Ylva zamknęła na moment oczy, nabierając powoli powietrza, uspokajając kołatanie serca.
Strach, który czuła jeszcze parę chwil wcześniej, zniknął, pozostawiając po sobie jedynie niechciany posmak. Czego niby miała się bać? To Ruuka. Bez względu na wszystko, Ruuka.
Podeszła do niego, niszcząc odległość, którą sama przecież zbudowała i wyciągnęła dłoń, kładąc ją na jego policzku, który delikatnie pogłaskała opuszką. Spojrzała w ciemne oczy i uśmiechnęła się szeroko do niego.
- Ruuchan. – powiedziała pewnie, choć właśnie łamała drugą, najważniejszą obietnicę, którą sobie złożyła, nakreślając granicę między nimi jeszcze bardziej. Mogła się wycofać, spróbować ratować to wszystko, z nadzieją, że będzie tak, jak dawniej. Ale jeżeli nie będzie do końca szczera sama ze sobą, to nigdy nie będzie mogła ruszyć do przodu. Upewniwszy się, że skupiła jego uwagę na siebie, poruszyła ustami wypowiadając słowa, których jeszcze do niedawna się bała i których nie rozumiała. Kocham cię.
Zaskakujące, jak wszystko potrafiły zmienić. Obrócić świat o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Wreszcie zabrała dłoń z jego policzka i odwróciła się do niego bokiem, łapiąc w palce plastikowy pierścionek z czerwonym oczkiem, który od dziecka miała przy sobie.
- Przepraszam, że miałam do ciebie pretensje. Ale jeszcze bardziej przepraszam cię, za…. Ukrywanie swoich uczuć. To nie tak, że chciałam coś ukryć przed tobą, zataić, zamydlić ci oczy. Nie chciałam cię martwić. Nie wiem co działo się w twojej szkole, bo nawet jak jeszcze dzwoniłeś , to nie mówiłeś za wiele. Ale nie chciałam też, abyś się zamartwiał, co tutaj słychać. Brakuje mi ciebie. Bardzo. Ale też nie chciałam mówić tego na głos, bo to i tak nic by nie zmieniło. Nie, inaczej. Ostatecznie żadne z nas nie byłoby szczęśliwe. Reiji… jest tylko korepetytorem. Nie będę ukrywać, że jest miły, sympatyczny i przystojny. Podoba mi się. Zresztą, jak każdej. Chciałam spróbować jak to jest. Flirtować, kokietować, czy jak to się nazywa. Chciałam też poczuć, jak to jest podobać się komuś. Chciałam mu się podobać. Po prostu. Ale to nie oznacza, że szukałam kogoś, kto ciebie zastąpi. Bo nikt tego nie zrobi. Nie chcę, by ktoś nawet próbował. Byłeś i zostaniesz jedną z najważniejszych osób w moim życiu, Ruuchan. Nie wiem dokładnie od kiedy moje uczucia względem ciebie zaczęły ulegać zmianie, ale… stało się. Nigdy ci tego nie mówiłam, bo wiem, że wtedy popsułabym wszystko. Nie spotykalibyśmy się tak często, nie spędzalibyśmy ze sobą tyle czasu i w tak luźny sposób. Nie chciałam tego, nie chciałam cię stracić. W twoich oczach zawsze będę przyjaciółką. Trzecią siostrą. Nie mogłam tego zniszczyć. Myślałam, że sobie jakoś z tym poradzę. Stłamszę w sobie. I udawało mi się. Byłam pewna, że wszystko jest już dobrze, ale wtedy wyjechałeś, i… – zamilkła na moment, chcąc nabrać powietrza, zdając sobie sprawę, że zaschło w jej gardle, a nogi niebezpiecznie drżą, jakby właśnie przebiegła cholernie długi maraton. Ale nie było już odwrotu. Musiała to dokończyć. Sięgnęła do łańcuszka i powoli go odpięła, kładąc pierścionek na dłoni. - I zdałam sobie sprawę, że nie potrafiłam sobie poradzić. Dlatego nie umiem iść dalej, Ruuchan. Nie hamujesz mnie. Ja sama siebie hamuję, bo nie potrafię sobie z tym poradzić. – złapała go za dłoń i wsunęła do niej plastikową ozdobę, zamykając na niej jego palce. - [b]Przepraszam. Najbardziej przepraszam za to, że jednak nie jestem dobrą przyjaciółką, zakochałam się w tobie i wszystko popsułam.
Kikyou
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
21/6/2017, 22:58
*czeka oszalale*
Kikyou
Sponsored content