Odnowiona KP - Ailen
TESTOWE FORUM

Join the forum, it's quick and easy

TESTOWE FORUM
TESTOWE FORUM
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Gość
Gość
20/1/2017, 00:24

































He won't stay forever
- I know about it...

Wśród potoku ludzi, którzy w jego środowisku uchodzili za nadzwyczajne, potężnie wyróżniające się aparycją i sposobem bycia potwory, Sullivan wyglądał niemal rozkosznie zwyczajnie. Prędzej mu do chłopca, który jeszcze nie zdążył się usamodzielnić i oderwać rąk od spódnicy desperackiej matki, niż wymordowanego, który większość swojego na wpół martwego życia przeznaczył na służbę u boku szaleńców i kryminalistów. Niedojrzała twarz sugerowała lat piętnaście, w porywach szesnaście, choć niższy wzrost potrafił skutecznie odjąć mu jeszcze ze dwa, trzy lata, przez co powszechnie uchodził po prostu za dziecko. Oczy miał zdecydowanie zachodnie, choć subtelnie pociągnięte jakąś azjatycką nutą, co nieraz skłaniało go do myślenia nad swoim pochodzeniem. Ciemne, głębokie spojrzenie zmieniało się w zależności od nastroju. Z reguły tęczówki były nieciekawe, czarne. W momentach gdy unosiły nim pozytywne emocje, dało się zakwalifikować je do brązowych, a nawet piwnych. Podczas strachu, napadów złości lub po prostu podniecenia, zmieniały się na wściekle żółte: najbardziej uciążliwy kolor, jaki mógłby sobie wyobrazić. Pamiątka po przebytej mutacji, która natychmiastowo potrafiła zdradzić, co kotłowało mu się w głowie. Były to oczywiście kocie oczy. Zdecydowanie nie tak nudne, jak te ciemne i ludzkie, jednak zdecydowanie bardziej odpychające. Kontrastowały z resztą twarzy, która przecież miała delikatne, młodzieńcze rysy. Gładka, jasna skóra, mały nos i wąskie, choć nigdy niespierzchnięte i zachęcająco różowe usta. Mógłby uchodzić za ładnego, albo przynajmniej nieszkodliwego. Niebrzydką twarz psuła paskudna, stara blizna na prawym policzku. Wyryta pazurem przez jakiegoś wojskowego karalucha, układała się na kształt uśmiechu. Irytujący fragment jego twarzy, który próbował usunąć za wszelką cenę, nieświadomie pogłębiając i trwale uwieczniając na całe lata. Chociaż wiecznie się „uśmiechał”, z reguły sprawiał ponure wrażenie. Kontrastował nie tylko mimiką, ale również ogólną kolorystyką. Wcześniej wspomniana skóra była nie tylko jasna, ale wręcz anemicznie blada. Ciemne ślepia i czarne włosy nadawały mu trochę trupi wygląd. Czuprynę miał zaniedbaną. Uważał włosy za nieistotny element, który nosiło się na czubku głowy, więc nieraz paradował w takich, które sięgały do żuchwy lub zostały łaskawie ścięte na krótsze. I tak były wciąż potargane, więc w zasadzie ich długość była bez znaczenia. Zazwyczaj ciągle prezentował się tak samo: dość niedbale. Niemniej nigdy nie wyglądały na suche i zniszczone. Były gładkie i gęste, czasami z brązowym połyskiem na letnim słońcu.
Wychudły, drobny i delikatny.
Nigdy nie wyrastał ponad metr sześćdziesiąt, choć zawsze się łudził, że pewnego dnia przekroczy tą magiczną liczbę – w rzeczywistości zawsze brakowało mu dwóch centymetrów, by to sobie ładnie zaokrąglić. Nie pomagał fakt, że słaby dostęp do jedzenia i aktywny tryb życia przysporzył mu niemały deficyt tkanki tłuszczowej. Bywały miesiące, gdzie wyglądał lepiej lub gorzej, ale zawsze pałętał się w granicach pięćdziesięciu kilogramów1. Przesuwając palcami po cienkiej, bladej skórze, dałoby się wyczuć każdy szczebelek żebra. Zazwyczaj z uwielbieniem chował się pod luźnymi ubraniami. Z lubości do wygody, chociaż często z powodu braku innego wyboru. Środowisko, w którym mieszkał, skupiało raczej rosłych mężczyzn, więc to po nich nosił wszelkiego rodzaju szmaty. Koszulki i bluzy to pół biedy. Największy cyrk był ze spodniami, które nawet jeśli dało się przyciąć na odpowiednią długość, to i tak niezbędny był pasek, by w ogóle utrzymać je sobie na biodrach. A jak w tych czasach trudno o pasek… jeśli wymęczył jakiś przez wieloletnie użytkowanie (lub po prostu zgubił/zniszczył), często musiał przeplatać przez szlufki zwykły sznur. Niezłą chandrę miał również z butami. Jak na mężczyznę w jego wieku nie miał zastraszająco małej stopy, choć i tak była to stopa mniejsza od przeciętnego Psa w siedzibie. Jedna para była męczona tak długo, aż nie odpadła podeszwa. Stąd mizerny wygląd obuwia. Ubiór stanowczo nie pomagał mu w przełamaniu ogólnego wrażenia, że był zaniedbany. Jednak gdy ściągnie z siebie każdą ze szmat i w pełni odkryje ciało, nie można odmówić mu ciekawego akcentu na skórze. Całe plecy młodzieńca były pokryte dzikimi, kocimi pręgami. Nie była to sierść, ani tym bardziej tatuaż, choć bliżej temu do takiego określenia. Były to specyficzne odbarwienia, które układały się w finezyjny sposób, przywodzący na myśl właśnie kocie umaszczenie. Wodząc palcami po jego plecach, nie dałoby się wyczuć żadnej zmiany w strukturze. Skóra tak samo gładka, jak na rękach czy nogach. W zasadzie był to jedynie element ozdobny, który otrzymał tuż po zmianie zapisu genetycznego. Nie pełnił żadnej istotniejszej funkcji, choć niewątpliwie nadawał młodzieńcowi nieco egzotycznego charakteru. Cały efekt szpecił tatuaż w kształcie kodu kreskowego, który ktoś wyrył mu na karku wbrew woli. Zaczynał się na tyle wysoko, by nie zakłócić ciągu tych dzikich pasm, ale najeżdżał nieznacznie na chlubną bliznę, którą przed kilkudziesięcioma laty zostawił po sobie Wilczur (znak przynależności). Chociaż prezentował się dość dumnie, jak na chuchro, które cudem przeżyło bestialskie realia Desperacji, wciąż przypominał tylko cień dawnego siebie, sprzed wywleczenia za mury.
Kurt doskonale pamiętał swoje życie w Mieście, chociaż zdecydowanie więcej oddechów wydarł z siebie już poza utopią. Trudno jednak stwierdzić, patrząc wyłącznie po jego twarzy, czy naprawdę jest mu szkoda tego wygodnego życia. Z reguły był dość beznamiętny. Suchy, zimny i zdecydowanie nieprzyjemny. Cenił sobie oszczędność w uśmiechach, więc jeżeli nie odczuwał choćby najmniejszej potrzeby, by uraczyć kogoś przyjaznym uniesieniem kącików ust ku górze, po prostu tego nie robił. Był nieufny wobec wszystkiego co wydawało mu się obce lub nieznane. Jeżeli jego drugi rozmówca nie okazałby się mieć więcej cierpliwości, niż sam Sullivan, najprawdopodobniej by się nie polubili. Chart rzadko kiedy był skory jako pierwszy wyciągnąć do kogoś rękę. No, chyba, że ów jegomość byłby cholernie interesujący. Niestety, ale ciekawość wodziła go za nos w wielu przypadkach. Czasem było to dobre, czasami złe… zależnie od sytuacji. W większości przypadku pozostawał jednak bierny, choć momentami zwiadowca przestawał wydawać się taki pusty, nudny i beznamiętny, a nabierał charakteru. Wystarczyło go sprowokować, by zaczął mówić.
Kurt był szczery. Bardzo.
Nie rozumiał słowa takt i często nie potrafił w porę ugryźć się w język. Gadał co mu ślina przyniosła na język, przez co nietrudno było dla niego o kłopoty. Nie krył się z żadną ze swoich opinii, nieważne jak wulgarnie lub impertynencko nie zostałaby ona przedstawiona. Używał przekleństw, gdy tylko miał na to ochotę. Nie obchodziła go żadna stosowność. Nieważne czy był w towarzystwie kobiet, dzieci czy wielmożnych starców - nie okazywał szacunku, jeśli nie czuł ku temu najmniejszej potrzeby. Często był zbyt pewny siebie. Chociaż zdarzało mu się, że wolał uciec od problemów i nie mieszać się niepotrzebnie w bójki, w większości przypadków sam do nich prowokował. Mimo niskiego wzrostu był wyszczekany i stał dumnie wyprostowany przed choćby dwumetrowym młokosem. Co z tego, że mógł go znokautować jednym ruchem silnej łapy? Gnój go nie przestraszy!
Jednak na ogół był dość spokojny i wycofany, jakkolwiek niedorzecznie brzmiałoby to po powyższym opisie. Chodząc korytarzami siedziby, raczej rzadko kusił się, by kogokolwiek zaczepić. Wyjątkiem były osoby, które zdążył już bardzo dobrze poznać (lub bardzo poważnie znielubić). Być może do nich odezwie się jako pierwszy, do większości – zero. Snuje się z tym samym ponurym, poważnym wyrazem twarzy od ściany do ściany, nie interesując swoją osobą absolutnie nikogo, bo przecież wygląda tak nieciekawie. Gdy zdaje raporty, zawsze wypowiada się rzeczowo, rzadko kusząc się na łzawe, długie opisy, ponieważ uważa je za pozbawione znaczenia. Jeżeli istotą jest fakt, to mówi tylko o tym fakcie, a nie o całej jego otoczce. Z tego powodu uchodzi za raczej lakonicznego rozmówcę, a jest to w znacznej większości po prostu nieprawdą.
Kurt jest w gruncie rzeczy dość gadatliwy. Jak było to wcześniej wspomniane, nie boi się wygłaszać własnego zdania, a już tym bardziej ukwiecać go według uznania, gdy przyjdzie mu rozmawiać z kimś, kogo najzwyczajniej w świecie darzy sympatią. Prywatne rozmowy nie są raportami, to i wpadną dygresje, złośliwe docinki czy choćby najprawdziwsze żarty. Uśmiecha się oszczędnie, ale to nie oznacza, że nic go nie bawi. Gdy panuje dobra atmosfera, bardzo łatwo wykrzesać u niego choćby najrzewniejszy śmiech. Mimo wszystko to dość żywotna bestia, która po prostu nie lubi spoufalać się z kimś, kto go nie interesuje. Tak samo jak nie ukrywa własnego zdania, nie ukrywa uczuć. Wiele da się wyczytać z jego spojrzenia, chociaż gdy chodzi o te pozytywne rzeczy, nie ma potrzeby wypatrywania sygnałów, ponieważ najczęściej sam z siebie mówi jak wspaniale się przy kimś czuje lub bawi. Oczywiście wszystko z wyczuciem chwili. Gorzej, gdy chodzi o te skrajne negatywy. Nie cierpi poczucia słabości, bezsilności czy bezużyteczności. Gdy jest źle, trzyma gardę. Gdy jest jeszcze gorzej, pęka, choć zazwyczaj robi to w samotności lub po prostu w ukryciu. Nikt nie powinien widzieć jego łez, a jeżeli już musi, to żeby widział jak najmniej.
Cały charakter chłopaka można zamknąć jednym słowem: lojalny.
Jeżeli jesteś przez niego uważany za członka rodziny – Ailen będzie za ciebie cierpieć i ginąć. Zdrada jest według niego najobrzydliwszą z rzeczy i każdy, kto się jej dopuścił powinien natychmiast iść do piachu. DOGS jest dla niego wszystkim. Jego życiem, rodziną, krwią… spędził zbyt dużo czasu w Psiarni, by jej po prostu nie kochać.


















So what are you going to do?
- Suffer


Coś tam
Coś tam
Odnowiona KP - Ailen Ou1png_aeqnspr
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua. Ut enim ad minim veniam, quis nostrud exercitation ullamco laboris nisi ut aliquip ex ea commodo consequat. Duis aute irure dolor in reprehenderit in voluptate velit esse cillum dolore eu fugiat nulla pariatur. Excepteur sint occaecat cupidatat non proident, sunt in culpa qui officia deserunt mollit anim id est laborum. Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua. Ut enim ad minim veniam, quis nostrud exercitation ullamco laboris nisi ut aliquip ex ea commodo consequat. Duis aute irure dolor in reprehenderit in voluptate velit esse cillum dolore eu fugiat nulla pariatur. Excepteur sint occaecat cupidatat non proident, sunt in culpa qui officia deserunt mollit anim id est laborum.










× Urodził się 14 lutego 2857 roku.
× Zamieszkuje tereny Desperacji, a konkretniej pokój w pieskiej siedzibie z (najpewniej danym bez liczenia) numerem 144.
× Za życia uwielbiał sport. Szczególną miłością zapałał do piłki nożnej, w którą sam namiętnie grywał. Minęło zbyt wiele lat, by pamiętał jak mieli na imię wszyscy członkowie z jego ulubionej drużyny, jednak do dziś pamięta niektórych ze swoich faworytów: głównie byli to piłkarze z M1.
× Chociaż tak zażarcie pasjonował się amerykańskimi piłkarzami, jego angielski jest żenujący. Potrafi powiedzieć tylko kilka, najprostszych zwrotów, a i tak nigdy z poprawnym akcentem. Każde słowo jest przez niego okropnie przemiędlone przez japoński akcent. Engrish pełną parą.
× Za dzieciaka fascynowały go afrykańskie lądy. Duże, dzikie zwierzęta, gorące sawanny… do dzisiaj lubi słuchać wszelkiego rodzaju historii o mniej cywilizowanych regionach dawnego świata.
× Nienawidzi zimna. Typowy, chowany pod piecem kocur. Zdarza mu się, że podczas snu, nieświadomie przysuwa się do najbliżej leżącej osoby, byleby było mu cieplej.
× Jest leworęczny. W obecnych warunkach rzadko nadarza się okazja, by pochwalić się umiejętnością pisania, jednak jeżeli już musi coś naskrobać, zawsze ubrudzi sobie dłoń. Ponadto jego pismo jest gorsze, niż jakby nabazgroliła je kura pazurem. Ciężko się z niego rozczytać.  
× Jest homoseksualny, a przynajmniej tak o sobie myśli.
× Uwielbia jedzenie, a w szczególności słodycze. Niestety gdy stał się wymordowanym, zaczął odczuwać ten konkretny smak zdecydowanie słabiej.
× Nie przepada za zwierzętami. Nie lubi przebywać w ich towarzystwie. Powodem może być brak zaufania. Większość futrzaków nie kwapi się, by stać się najlepszym przyjacielem Sullivan’a, a i on nie odznacza się wyjątkową cierpliwością w zakresie zapoznawczym jakiegoś burka. Oczywiście są od tego wyjątki, a najszerszą ich pulą są wszystkie kotowate. Nigdy nie zdarzyło mu się odczuwać dyskomfortu, gdy przyszło mu przebywać w ich towarzystwie. Do reszty niestety musi się przekonywać.
× Lubi wysokości. Wspina się na drzewa, skacze po murach, a gdyby miał okazję, najpewniej chadzałby po krawężnikach. Z góry wszystko wygląda lepiej.




Ostatnio zmieniony przez Kot. dnia 22/2/2017, 17:24, w całości zmieniany 26 razy
avatar
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
23/1/2017, 07:54
|:
Shin
Gość
Gość
23/1/2017, 20:54
Co podglądasz?
avatar
Gość
Gość
22/2/2017, 19:14




Wśród potoku ludzi, którzy w jego środowisku uchodzili za nadzwyczajne, potężnie wyróżniające się aparycją i sposobem bycia potwory, Sullivan wyglądał niemal rozkosznie zwyczajnie. Prędzej mu do chłopca, który jeszcze nie zdążył się usamodzielnić i oderwać rąk od spódnicy desperackiej matki, niż wymordowanego, który większość swojego na wpół martwego życia przeznaczył na służbę u boku szaleńców i kryminalistów. Niedojrzała twarz sugerowała lat piętnaście, w porywach szesnaście, choć niższy wzrost potrafił skutecznie odjąć mu jeszcze ze dwa, trzy lata, przez co powszechnie uchodził po prostu za dziecko. Oczy miał zdecydowanie zachodnie, choć subtelnie pociągnięte jakąś azjatycką nutą, co nieraz skłaniało go do myślenia nad swoim pochodzeniem. Ciemne, głębokie spojrzenie zmieniało się w zależności od nastroju. Z reguły tęczówki były nieciekawe, czarne. W momentach gdy unosiły nim pozytywne emocje, dało się zakwalifikować je do brązowych, a nawet piwnych. Podczas strachu, napadów złości lub po prostu podniecenia, zmieniały się na wściekle żółte: najbardziej uciążliwy kolor, jaki mógłby sobie wyobrazić. Pamiątka po przebytej mutacji, która natychmiastowo potrafiła zdradzić, co kotłowało mu się w głowie. Były to oczywiście kocie oczy. Bez wątpienia nie tak nudne, jak te ciemne i ludzkie, jednak zdecydowanie bardziej odpychające. Kontrastowały z resztą twarzy, która przecież miała delikatne, młodzieńcze rysy. Gładka, jasna skóra, mały nos i wąskie, choć nigdy niespierzchnięte i zachęcająco różowe usta. Mógłby uchodzić za ładnego, albo przynajmniej nieszkodliwego. Niebrzydką twarz psuła paskudna, stara blizna na prawym policzku. Wyryta pazurem przez jakiegoś wojskowego karalucha, układała się na kształt uśmiechu. Irytujący fragment jego twarzy, który próbował usunąć za wszelką cenę, nieświadomie pogłębiając i trwale uwieczniając na całe lata. Chociaż wiecznie się „uśmiechał”, z reguły sprawiał ponure wrażenie. Kontrastował nie tylko mimiką, ale również ogólną kolorystyką. Wcześniej wspomniana skóra była nie tylko jasna, ale wręcz anemicznie blada. Ciemne ślepia i czarne włosy nadawały mu trochę trupi wygląd. Czuprynę miał zaniedbaną. Uważał włosy za nieistotny element, który nosiło się na czubku głowy, więc nieraz paradował w takich, które sięgały do żuchwy lub zostały łaskawie ścięte na krótsze. I tak były wciąż potargane, więc w zasadzie ich długość była bez znaczenia. Zazwyczaj ciągle prezentował się tak samo: dość niedbale. Niemniej nigdy nie wyglądały na suche i zniszczone. Były gładkie i gęste, czasami z brązowym połyskiem na letnim słońcu.
Wychudły, drobny i delikatny.
Nigdy nie wyrastał ponad metr sześćdziesiąt, choć zawsze się łudził, że pewnego dnia przekroczy tą magiczną liczbę – w rzeczywistości zawsze brakowało mu dwóch centymetrów, by to sobie ładnie zaokrąglić. Nie pomagał fakt, że słaby dostęp do jedzenia i aktywny tryb życia przysporzył mu niemały deficyt tkanki tłuszczowej. Bywały miesiące, gdzie wyglądał lepiej lub gorzej, ale zawsze pałętał się w granicach pięćdziesięciu kilogramów1. Przesuwając palcami po cienkiej, bladej skórze, dałoby się wyczuć każdy szczebelek żebra. Zazwyczaj z uwielbieniem chował się pod luźnymi ubraniami. Z lubości do wygody, chociaż często z powodu braku innego wyboru. Środowisko, w którym mieszkał, skupiało raczej rosłych mężczyzn, więc to po nich nosił wszelkiego rodzaju szmaty. Koszulki i bluzy to pół biedy. Największy cyrk był ze spodniami, które nawet jeśli dało się przyciąć na odpowiednią długość, to i tak niezbędny był pasek, by w ogóle utrzymać je sobie na biodrach. A jak w tych czasach trudno o pasek… jeśli wymęczył jakiś przez wieloletnie użytkowanie (lub po prostu zgubił/zniszczył), często musiał przeplatać przez szlufki zwykły sznur. Niezłą chandrę miał również z butami. Jak na mężczyznę w jego wieku nie miał zastraszająco małej stopy, choć i tak była to stopa mniejsza od tej przeciętnego Psa w siedzibie. Jedna para była męczona tak długo, aż nie odpadła podeszwa. Stąd mizerny wygląd obuwia. Ubiór stanowczo nie pomagał mu w przełamaniu ogólnego wrażenia, że był zaniedbany. Jednak gdy ściągnie z siebie każdą ze szmat i w pełni odkryje ciało, nie można odmówić mu ciekawego akcentu na skórze. Całe plecy młodzieńca były pokryte dzikimi, kocimi pręgami. Nie była to sierść, ani tym bardziej tatuaż, choć bliżej temu do takiego określenia. Były to specyficzne odbarwienia, które układały się w finezyjny sposób, przywodzący na myśl właśnie kocie umaszczenie. Wodząc palcami po jego plecach, nie dałoby się wyczuć żadnej zmiany w strukturze. Skóra tak samo gładka, jak na  rękach czy nogach. W zasadzie był to jedynie element ozdobny, który otrzymał tuż po zmianie zapisu genetycznego. Nie pełnił żadnej istotniejszej funkcji, choć niewątpliwie nadawał młodzieńcowi nieco egzotycznego charakteru. Cały efekt szpecił tatuaż w kształcie kodu kreskowego, który ktoś wyrył mu na karku wbrew woli. Zaczynał się na tyle wysoko, by nie zakłócić ciągu tych dzikich pasm, ale najeżdżał nieznacznie na chlubną bliznę, którą przed kilkudziesięcioma laty zostawił po sobie Wilczur (znak przynależności). Chociaż prezentował się dość dumnie, jak na chuchro, które cudem przeżyło bestialskie realia Desperacji, wciąż przypominał tylko cień dawnego siebie, sprzed wywleczenia za mury.
Kurt doskonale pamiętał swoje życie w Mieście, chociaż zdecydowanie więcej oddechów wydarł z siebie już poza utopią. Trudno jednak stwierdzić, patrząc wyłącznie po jego twarzy, czy naprawdę jest mu szkoda tego wygodnego życia. Z reguły był dość beznamiętny. Suchy, zimny i zdecydowanie nieprzyjemny. Cenił sobie oszczędność w uśmiechach, więc jeżeli nie odczuwał choćby najmniejszej potrzeby, by uraczyć kogoś przyjaznym uniesieniem kącików ust ku górze, po prostu tego nie robił. Był nieufny wobec wszystkiego co wydawało mu się obce lub nieznane. Jeżeli jego drugi rozmówca nie okazałby się mieć więcej cierpliwości, niż sam Sullivan, najprawdopodobniej by się nie polubili. Chart rzadko kiedy był skory jako pierwszy wyciągnąć do kogoś rękę. No, chyba, że ów jegomość byłby cholernie interesujący. Niestety, ale ciekawość wodziła go za nos w wielu przypadkach. Czasem było to dobre, czasami złe… zależnie od sytuacji. W większości przypadku pozostawał jednak bierny, choć momentami zwiadowca przestawał wydawać się taki pusty, nudny i beznamiętny, a nabierał charakteru. Wystarczyło go sprowokować, by zaczął mówić.
Kurt był szczery. Bardzo.
Nie rozumiał słowa takt i często nie potrafił w porę ugryźć się w język. Gadał co mu ślina przyniosła na język, przez co nietrudno było dla niego o kłopoty. Nie krył się z żadną ze swoich opinii, nieważne jak wulgarnie lub impertynencko nie zostałaby ona przedstawiona. Używał przekleństw, gdy tylko miał na to ochotę. Nie obchodziła go żadna stosowność. Nieważne czy był w towarzystwie kobiet, dzieci czy wielmożnych starców - nie okazywał szacunku, jeśli nie czuł ku temu najmniejszej potrzeby. Często był zbyt pewny siebie. Chociaż zdarzało mu się, że wolał uciec od problemów i nie mieszać się niepotrzebnie w bójki, w większości przypadków sam do nich prowokował. Mimo niskiego wzrostu był wyszczekany i stał dumnie wyprostowany przed choćby dwumetrowym młokosem. Co z tego, że mógł go znokautować jednym ruchem silnej łapy? Gnój go nie przestraszy!
Jednak na ogół był dość spokojny i wycofany, jakkolwiek niedorzecznie brzmiałoby to po powyższym opisie. Chodząc korytarzami siedziby, raczej rzadko kusił się, by kogokolwiek zaczepić. Wyjątkiem były osoby, które zdążył już bardzo dobrze poznać (lub bardzo poważnie znielubić). Być może do nich odezwie się jako pierwszy, do większości – zero. Snuł się z tym samym ponurym, poważnym wyrazem twarzy od ściany do ściany, nie interesując swoją osobą absolutnie nikogo, bo przecież wyglądał tak nieciekawie. Gdy zdawał raporty, zawsze wypowiadał się rzeczowo, rzadko kusząc się na łzawe, długie opisy, ponieważ uważał je za pozbawione znaczenia. Jeżeli istotą jest fakt, to mówił tylko o tym fakcie, a nie o całej jego otoczce. Z tego powodu uchodził za raczej lakonicznego rozmówcę, a jest to w znacznej większości po prostu nieprawdą.
Kurt był w gruncie rzeczy dość gadatliwy. Jak było to wcześniej wspomniane, nie bał się wygłaszać własnego zdania, a już tym bardziej ukwiecać go według uznania, gdyby przyszło mu rozmawiać z kimś, kogo najzwyczajniej w świecie darzył sympatią. Prywatne rozmowy nie były raportami, to i wpadną dygresje, złośliwe docinki czy choćby najprawdziwsze żarty. Uśmiechał się oszczędnie, ale to nie oznaczało, że nic go nie bawiło. Wystarczyłaby dobra atmosfera, by łatwo wykrzesać u niego szczery śmiech. Mimo wszystko to dość żywotna bestia, która po prostu nie lubiła spoufalać się z kimś, kto go nie interesował. Tak samo jak nie ukrywał własnego zdania, nie ukrywał uczuć. Wiele dało się wyczytać z jego spojrzenia, chociaż gdy chodziło o te pozytywne rzeczy, nie było potrzeby wypatrywania sygnałów, ponieważ najczęściej sam z siebie mówił jak wspaniale się przy kimś czuł lub bawił. Oczywiście wszystko z wyczuciem chwili. Gorzej, gdy chodziło o te skrajne negatywy. Nie cierpiał poczucia słabości, bezsilności czy bezużyteczności. Gdy było źle, trzymał gardę. Gdy było jeszcze gorzej, pękał, choć zazwyczaj robił to w samotności lub po prostu w ukryciu. Nikt nie powinien widzieć jego łez, a jeżeli już musiał, to żeby widział jak najmniej.
Cały charakter chłopaka można zamknąć jednym słowem: lojalny.
Jeżeli jesteś przez niego uważany za członka rodziny – Ailen będzie za ciebie cierpieć i ginąć. Zdrada jest według niego najobrzydliwszą z rzeczy i każdy, kto się jej dopuścił powinien natychmiast iść do piachu. DOGS  jest dla niego wszystkim. Jego życiem, rodziną.  Spędził zbyt dużo czasu w Psiarni, by jej po prostu nie kochać.

1 Wszystko zależy od sytuacji fabularnej, w której znajduje się Kurt. Wiadomo, że podczas gorszych miesięcy, choroby lub niewoli chudł, a na czas względnego dobrobytu tył. Aktualna waga Sullivan’a zawsze jest uwzględniana w profilu.





























Odnowiona KP - Ailen Ou4png_awsenaa
× Biokineza na zaawansowanym poziomie.
Potrafi przemienić się w zwierzę, a konkretniej w drobnego, czarnego kota. Ślepia kocura zawsze są jadowicie żółte i nie podlegają zmianie zabarwienia, jak tęczówka chłopaka, gdy przebywa w ludzkiej postaci. Skutkiem zbyt gwałtownej zmiany formy lub przetrzymanie w kocim ciele jest rozkojarzenie, bóle mięśni, a nawet mdłości.
{ czas trwania: 3 posty || przerwa: 4-5 postów. }
× Skoki wzwyż.
Sullivan potrafi bez trudu wskoczyć na wyższe gałęzie drzew. Nienaturalnie efektywne skoki osiągają wysokość ponad pięciu metrów, choć z reguły Chart ogranicza się do co najwyżej dwóch, trzech. Odległość, na którą może skoczyć jest porównywalna do wysokości.  
{ skutki nadużycia mocy: ból w mięśniach, trudności/niemożność chodzenia }
× Odporność na trucizny.
Żadna toksyna nie jest w stanie go uśmiercić. Organizm wykształcił szereg różnych zabezpieczeń, które uniemożliwiają śmierć, najczęściej wiążąc niepożądaną substancję i usuwając ją za pomocą dróg wydalniczych. Z tego powodu dużo łatwiej znosi wszelkiego rodzaju zatrucia, choć rzadko przechodzą one bez echa. W razie konieczności potrafi spożyć zepsute mięso, jednak nie uniknie późniejszych mdłości. Podobnie nie potrafi przedawkować alkoholu, jednak stan upojenia jest nie do obejścia.




× Urodził się 14 lutego 2857 roku.
× Zamieszkuje tereny Desperacji, a konkretniej pokój w pieskiej siedzibie z (najpewniej danym bez liczenia) numerem 144.
× Za życia uwielbiał sport. Szczególną miłością zapałał do piłki nożnej, w którą sam namiętnie grywał. Minęło zbyt wiele lat, by pamiętał jak mieli na imię wszyscy członkowie z jego ulubionej drużyny, jednak do dziś pamięta niektórych ze swoich faworytów: głównie byli to piłkarze z M1.
× Chociaż tak zażarcie pasjonował się amerykańskimi piłkarzami, jego angielski jest żenujący. Potrafi powiedzieć tylko kilka, najprostszych zwrotów, a i tak nigdy z poprawnym akcentem. Każde słowo jest okropnie przemiędlone przez japoński akcent. Engrish pełną parą.
× Za dzieciaka fascynowały go afrykańskie lądy. Duże, dzikie zwierzęta, gorące sawanny… do dzisiaj lubi słuchać wszelkiego rodzaju historii o mniej cywilizowanych regionach dawnego świata.
× Nienawidzi zimna. Typowy, chowany pod piecem kocur. Zdarza mu się, że podczas snu, nieświadomie przysuwa się do najbliżej leżącej osoby, byleby było mu cieplej.
× Jest leworęczny. W obecnych warunkach rzadko nadarza się okazja, by pochwalić się umiejętnością pisania, jednak jeżeli już musi coś naskrobać, zawsze ubrudzi sobie dłoń. Ponadto jego pismo jest gorsze, niż jakby nabazgroliła je kura pazurem. Ciężko się z niego rozczytać.  
× Jest homoseksualny, a przynajmniej tak o sobie myśli.
× Uwielbia jedzenie, a w szczególności słodycze. Niestety gdy stał się wymordowanym, zaczął odczuwać ten konkretny smak zdecydowanie słabiej.
× Nie przepada za zwierzętami. Nie lubi przebywać w ich towarzystwie. Powodem może być brak zaufania. Większość futrzaków nie kwapi się, by stać się najlepszym przyjacielem Sullivan’a, a i on nie odznacza się wyjątkową cierpliwością w zakresie zapoznawczym jakiegoś burka. Oczywiście są od tego wyjątki, a najszerszą ich pulą są wszystkie kotowate. Nigdy nie zdarzyło mu się odczuwać dyskomfortu, gdy przyszło mu przebywać w ich towarzystwie. Do reszty niestety musi się przekonywać.
× Lubi wysokości. Wspina się na drzewa, skacze po murach, a gdyby miał okazję, najpewniej chadzałby po krawężnikach. Z góry wszystko wygląda lepiej.



Ostatnio zmieniony przez Kot. dnia 18/9/2017, 12:09, w całości zmieniany 8 razy
avatar
Gość
Gość
1/4/2017, 19:09
Odnowiona KP - Ailen Ou2png_asqsqps

Korzystając z faktu, że był pierwszym ogniwem, werbującym ludzi do walki, zręcznie wmieszał się w skromne grono „wolontariuszy”, widząc w tym dla siebie szanse, by
avatar
Gość
Gość
18/9/2017, 13:36

Wśród potoku ludzi, którzy w jego środowisku uchodzili za nadzwyczajne, potężnie wyróżniające się aparycją i sposobem bycia potwory, Sullivan wyglądał niemal rozkosznie zwyczajnie. Prędzej mu do chłopca, który jeszcze nie zdążył się usamodzielnić i oderwać rąk od spódnicy desperackiej matki, niż wymordowanego, który większość swojego na wpół martwego życia przeznaczył na służbę u boku szaleńców i kryminalistów. Niedojrzała twarz sugerowała lat piętnaście, w porywach szesnaście, choć niższy wzrost potrafił skutecznie odjąć mu jeszcze ze dwa, trzy lata, przez co powszechnie uchodził po prostu za dziecko. Oczy miał zdecydowanie zachodnie, choć subtelnie pociągnięte jakąś azjatycką nutą, co nieraz skłaniało go do myślenia nad swoim pochodzeniem. Ciemne, głębokie spojrzenie zmieniało się w zależności od nastroju. Z reguły tęczówki były nieciekawe, czarne. W momentach gdy unosiły nim pozytywne emocje, dało się zakwalifikować je do brązowych, a nawet piwnych. Podczas strachu, napadów złości lub po prostu podniecenia, zmieniały się na wściekle żółte: najbardziej uciążliwy kolor, jaki mógłby sobie wyobrazić. Pamiątka po przebytej mutacji, która natychmiastowo potrafiła zdradzić, co kotłowało mu się w głowie. Były to oczywiście kocie oczy. Bez wątpienia nie tak nudne, jak te ciemne i ludzkie, jednak zdecydowanie bardziej odpychające. Kontrastowały z resztą twarzy, która przecież miała delikatne, młodzieńcze rysy. Gładka, jasna skóra, mały nos i wąskie, choć nigdy niespierzchnięte i zachęcająco różowe usta. Mógłby uchodzić za ładnego, albo przynajmniej nieszkodliwego. Niebrzydką twarz psuła paskudna, stara blizna na prawym policzku. Wyryta pazurem przez jakiegoś wojskowego karalucha, układała się na kształt uśmiechu. Irytujący fragment jego twarzy, który próbował usunąć za wszelką cenę, nieświadomie pogłębiając i trwale uwieczniając na całe lata. Chociaż wiecznie się „uśmiechał”, z reguły sprawiał ponure wrażenie. Kontrastował nie tylko mimiką, ale również ogólną kolorystyką. Wcześniej wspomniana skóra była nie tylko jasna, ale wręcz anemicznie blada. Ciemne ślepia i czarne włosy nadawały mu trochę trupi wygląd. Czuprynę miał zaniedbaną. Uważał włosy za nieistotny element, który nosiło się na czubku głowy, więc nieraz paradował w takich, które sięgały do żuchwy lub zostały łaskawie ścięte na krótsze. I tak były wciąż potargane, więc w zasadzie ich długość była bez znaczenia. Niemniej nigdy nie wyglądały na suche i zniszczone. Były gładkie i gęste, czasami z brązowym połyskiem na letnim słońcu. Zazwyczaj ciągle prezentował się tak samo: dość niedbale.
Wychudły, drobny i delikatny.
Nigdy nie wyrastał ponad metr sześćdziesiąt, choć zawsze się łudził, że pewnego dnia przekroczy tą magiczną liczbę – w rzeczywistości zawsze brakowało mu dwóch centymetrów, by to sobie ładnie zaokrąglić. Nie pomagał fakt, że słaby dostęp do jedzenia i aktywny tryb życia przysporzył mu niemały deficyt tkanki tłuszczowej. Bywały miesiące, gdzie wyglądał lepiej lub gorzej, ale zawsze pałętał się w granicach pięćdziesięciu kilogramów1. Przesuwając palcami po cienkiej, bladej skórze, dałoby się wyczuć każdy szczebelek żebra. Zazwyczaj z uwielbieniem chował się pod luźnymi ubraniami. Z lubości do wygody, chociaż często z powodu braku innego wyboru. Środowisko, w którym mieszkał, skupiało raczej rosłych mężczyzn, więc to po nich nosił wszelkiego rodzaju szmaty. Koszulki i bluzy to pół biedy. Największy cyrk był ze spodniami, które nawet jeśli dało się przyciąć na odpowiednią długość, to i tak niezbędny był pasek, by w ogóle utrzymać je sobie na biodrach. A jak w tych czasach trudno o pasek… jeśli wymęczył jakiś przez wieloletnie użytkowanie (lub po prostu zgubił/zniszczył), często musiał przeplatać przez szlufki zwykły sznur. Niezłą chandrę miał również z butami. Jak na mężczyznę w jego wieku nie miał zastraszająco małej stopy, choć i tak była to stopa mniejsza od tej przeciętnego Psa w siedzibie. Jedna para była męczona tak długo, aż nie odpadła podeszwa. Stąd mizerny wygląd obuwia. Ubiór stanowczo nie pomagał mu w przełamaniu ogólnego wrażenia, że był zaniedbany. Jednak gdy ściągnie z siebie każdą ze szmat i w pełni odkryje ciało, nie można odmówić mu ciekawego akcentu na skórze. Całe plecy młodzieńca były pokryte dzikimi, kocimi pręgami. Nie była to sierść, ani tym bardziej tatuaż, choć bliżej temu do takiego określenia. Były to specyficzne odbarwienia, które układały się w finezyjny sposób, przywodzący na myśl właśnie kocie umaszczenie. Wodząc palcami po jego plecach, nie dałoby się wyczuć żadnej zmiany w strukturze. Skóra tak samo gładka, jak na  rękach czy nogach. W zasadzie był to jedynie element ozdobny, który otrzymał tuż po zmianie zapisu genetycznego. Nie pełnił żadnej istotniejszej funkcji, choć niewątpliwie nadawał młodzieńcowi nieco egzotycznego charakteru. Cały efekt szpecił tatuaż w kształcie kodu kreskowego, który ktoś wyrył mu na karku wbrew woli. Zaczynał się na tyle wysoko, by nie zakłócić ciągu tych dzikich pasm, ale najeżdżał nieznacznie na chlubną bliznę, którą przed kilkudziesięcioma laty zostawił po sobie Wilczur (znak przynależności). Chociaż prezentował się dość dumnie, jak na chuchro, które cudem przeżyło bestialskie realia Desperacji, wciąż przypominał tylko cień dawnego siebie, sprzed wywleczenia za mury.
Kurt doskonale pamiętał swoje życie w Mieście, chociaż zdecydowanie więcej oddechów wydarł z siebie już poza utopią. Trudno jednak stwierdzić, patrząc wyłącznie po jego twarzy, czy naprawdę jest mu szkoda tego wygodnego życia. Z reguły był dość beznamiętny. Suchy, zimny i zdecydowanie nieprzyjemny. Cenił sobie oszczędność w uśmiechach, więc jeżeli nie odczuwał choćby najmniejszej potrzeby, by uraczyć kogoś przyjaznym uniesieniem kącików ust ku górze, po prostu tego nie robił. Był nieufny wobec wszystkiego co wydawało mu się obce lub nieznane. Jeżeli jego drugi rozmówca nie okazałby się mieć więcej cierpliwości, niż sam Sullivan, najprawdopodobniej by się nie polubili. Chart rzadko kiedy był skory jako pierwszy wyciągnąć do kogoś rękę. No, chyba, że ów jegomość byłby cholernie interesujący. Niestety, ale ciekawość wodziła go za nos w wielu przypadkach. Czasem było to dobre, czasami złe… zależnie od sytuacji. W większości przypadku pozostawał jednak bierny, choć momentami zwiadowca przestawał wydawać się taki pusty, nudny i beznamiętny, a nabierał charakteru. Wystarczyło go sprowokować, by zaczął mówić.
Kurt był szczery. Bardzo.
Nie rozumiał słowa takt i często nie potrafił w porę ugryźć się w język. Gadał co mu ślina przyniosła na język, przez co nietrudno było dla niego o kłopoty. Nie krył się z żadną ze swoich opinii, nieważne jak wulgarnie lub impertynencko nie zostałaby ona przedstawiona. Używał przekleństw, gdy tylko miał na to ochotę. Nie obchodziła go żadna stosowność. Nieważne czy był w towarzystwie kobiet, dzieci czy wielmożnych starców - nie okazywał szacunku, jeśli nie czuł ku temu najmniejszej potrzeby. Często był zbyt pewny siebie. Chociaż zdarzało mu się, że wolał uciec od problemów i nie mieszać się niepotrzebnie w bójki, w większości przypadków sam do nich prowokował. Mimo niskiego wzrostu był wyszczekany i stał dumnie wyprostowany przed choćby dwumetrowym młokosem. Co z tego, że mógł go znokautować jednym ruchem silnej łapy? Gnój go nie przestraszy!
Jednak na ogół był dość spokojny i wycofany, jakkolwiek niedorzecznie brzmiałoby to po powyższym opisie. Chodząc korytarzami siedziby, raczej rzadko kusił się, by kogokolwiek zaczepić. Wyjątkiem były osoby, które zdążył już bardzo dobrze poznać (lub bardzo poważnie znielubić). Być może do nich odezwie się jako pierwszy, do większości – zero. Snuł się z tym samym ponurym, poważnym wyrazem twarzy od ściany do ściany, nie interesując swoją osobą absolutnie nikogo, bo przecież wyglądał tak nieciekawie. Gdy zdawał raporty, zawsze wypowiadał się rzeczowo, rzadko kusząc się na łzawe, długie opisy, ponieważ uważał je za pozbawione znaczenia. Jeżeli istotą jest fakt, to mówił tylko o tym fakcie, a nie o całej jego otoczce. Z tego powodu uchodził za raczej lakonicznego rozmówcę, a jest to w znacznej większości po prostu nieprawdą.
Kurt był w gruncie rzeczy dość gadatliwy. Jak było to wcześniej wspomniane, nie bał się wygłaszać własnego zdania, a już tym bardziej ukwiecać go według uznania, gdyby przyszło mu rozmawiać z kimś, kogo najzwyczajniej w świecie darzył sympatią. Prywatne rozmowy nie były raportami, to i wpadną dygresje, złośliwe docinki czy choćby najprawdziwsze żarty. Uśmiechał się oszczędnie, ale to nie oznaczało, że nic go nie bawiło. Wystarczyłaby dobra atmosfera, by łatwo wykrzesać u niego szczery śmiech. Mimo wszystko to dość żywotna bestia, która po prostu nie lubiła spoufalać się z kimś, kto go nie interesował. Tak samo jak nie ukrywał własnego zdania, nie ukrywał uczuć. Wiele dało się wyczytać z jego spojrzenia, chociaż gdy chodziło o te pozytywne rzeczy, nie było potrzeby wypatrywania sygnałów, ponieważ najczęściej sam z siebie mówił jak wspaniale się przy kimś czuł lub bawił. Oczywiście wszystko z wyczuciem chwili. Gorzej, gdy chodziło o te skrajne negatywy. Nie cierpiał poczucia słabości, bezsilności czy bezużyteczności. Gdy było źle, trzymał gardę. Gdy było jeszcze gorzej, pękał, choć zazwyczaj robił to w samotności lub po prostu w ukryciu. Nikt nie powinien widzieć jego łez, a jeżeli już musiał, to żeby widział jak najmniej.
Cały charakter chłopaka można zamknąć jednym słowem: lojalny.
Jeżeli jesteś przez niego uważany za członka rodziny – Ailen będzie za ciebie cierpieć i ginąć. Zdrada jest według niego najobrzydliwszą z rzeczy i każdy, kto się jej dopuścił powinien natychmiast iść do piachu. DOGS  jest dla niego wszystkim. Jego życiem, rodziną.  Spędził zbyt dużo czasu w Psiarni, by jej po prostu nie kochać.

1 Wszystko zależy od sytuacji fabularnej, w której znajduje się Kurt. Wiadomo, że podczas gorszych miesięcy, choroby lub niewoli chudł, a na czas względnego dobrobytu tył. Aktualna waga Sullivan’a zawsze jest uwzględniana w profilu.

Odnowiona KP - Ailen Napispng_qrppaax

× Biokineza na zaawansowanym poziomie.
Potrafi przemienić się w zwierzę, a konkretniej w drobnego, czarnego kota. Ślepia kocura zawsze są jadowicie żółte i nie podlegają zmianie zabarwienia, jak tęczówka chłopaka, gdy przebywa w ludzkiej postaci. Skutkiem zbyt gwałtownej zmiany formy lub przetrzymanie w kocim ciele jest rozkojarzenie, bóle mięśni, a nawet mdłości.
{ czas trwania: 3 posty || przerwa: 4-5 postów. }
× Skoki wzwyż.
Sullivan potrafi bez trudu wskoczyć na wyższe gałęzie drzew. Nienaturalnie efektywne skoki osiągają wysokość ponad pięciu metrów, choć z reguły Chart ogranicza się do co najwyżej dwóch, trzech. Odległość, na którą może skoczyć jest porównywalna do wysokości.  
{ skutki nadużycia mocy: ból w mięśniach, trudności/niemożność chodzenia }
× Odporność na trucizny.
Żadna toksyna nie jest w stanie go uśmiercić. Organizm wykształcił szereg różnych zabezpieczeń, które uniemożliwiają śmierć, najczęściej wiążąc niepożądaną substancję i usuwając ją za pomocą dróg wydalniczych. Z tego powodu dużo łatwiej znosi wszelkiego rodzaju zatrucia, choć rzadko przechodzą one bez echa. W razie konieczności potrafi spożyć zepsute mięso, jednak nie uniknie późniejszych mdłości. Podobnie nie potrafi przedawkować alkoholu, jednak stan upojenia jest nie do obejścia.

Odnowiona KP - Ailen Napispng_qrppqpp

× Dobra celność.
Chłopak jest w stanie ustrzelić ptaka w sam środek głowy z niemal perfekcyjną dokładnością. Nieważne czy chodzi o celowanie z broni, czy rzucanie kamieniami, pchnięte przez niego przedmioty prawie zawsze lecą i trafiają tam, gdzie Kurt sobie tego zażyczy.
× Ginięcie w tłumie.
Przydatne przy szpiegowaniu lub nagłej ochocie rozpłynięcia się w powietrzu, gdy do pomieszczenia wchodzi nielubiany kolega. Chłopak absolutnie niczym się nie wyróżnia. Jest mały, chudy, drobny, do bólu wręcz zwyczajny. Z łatwością wtapia się w otoczenie i nie zwraca ku sobie wielu spojrzeń. Porusza się lekko, niemal bezgłośnie, toteż rzadko kiedy sprowadza na siebie zainteresowanie, a co za tym idzie, niewiele osób potrafi skojarzyć sobie jego twarz, gdy ta nie odezwie się ani słowem.
— Przechodził tędy jakiś niski, ciemnowłosy szczeniak?
— Hmm.. chyba nie...?

Owszem, przechodził.
× Łatwość w nauce.
Sullivan nie potrzebuje wielu powtórzeń, by nauczyć się nowych umiejętności. Szybko zapamiętuje instrukcje, kojarzy przyczynę bądź skutki lub po prostu machinalnie wykonuje podpatrzone ruchy. Teoria wbija mu się w pamięć stosunkowo łatwo, praktyka jest jednak uzależniona od jego indywidualnych, fizycznych możliwości.
× Kłamstwo.
Ten pysk jest niewzruszony przez niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie musi się specjalnie wysilać, by powiedzieć nieprawdę. Brak jakiegokolwiek przejęcia w kwestii wypowiedzianego kłamstwa jest tutaj dużym ułatwieniem. Przez samą mimikę jest w stanie wcisnąć komuś najgorszy kit i, o zgrozo, brzmieć przy tym całkiem przekonująco.

Odnowiona KP - Ailen Napispng_qrppqwe

× Brak sił.
Nie jest bojową jednostką. Jego kopnięcia bądź uderzenia bywają bolesne, ale w bezpośrednim starciu z dwumetrowym osiłkiem nie miałby najmniejszych szans.
× Dekoncentracja.
Jeżeli dużo rzeczy dzieje się w danym momencie, Ai łatwo potrafi stracić wątek.
× Złe sny.
Zdarza mu się nie przesypiać dobrze nocy, ponieważ dręczą go senne koszmary.
× Nieumiejętność pływania.
Wrzucisz go do wody - opadnie na dnie, jak kamień. Z tej przyczyny zbiorniki wodne napawają go lękiem.
× Dźwięki.
Jest uczulony na zbyt wysokie dźwięki. Wszelkiej maści piski, jęki, krzyki powodują u niego wcześniej wspomnianą dekoncentrację, a nawet potrafią sprawić mu ból.
× Lewa ręka.
Po jednym z wydarzeń kończyna chłopaka była w opłakanym stanie. Sullivan niestety nie jest z tych, co mieliby zamiar się oszczędzać, toteż szybko zaczął ją nadwyrężać. Z jednej strony z własnej głupoty, z drugiej z konieczności, gdyż lewa dłoń, była tą wiodącą. Niemniej - bywają momenty, że ręka go zawodzi.  

× Urodził się 14 lutego 2857 roku.
× Zamieszkuje tereny Desperacji, a konkretniej pokój w pieskiej siedzibie z (najpewniej danym bez liczenia) numerem 144.
× Za życia uwielbiał sport. Szczególną miłością zapałał do piłki nożnej, w którą sam namiętnie grywał. Minęło zbyt wiele lat, by pamiętał jak mieli na imię wszyscy członkowie z jego ulubionej drużyny, jednak do dziś pamięta niektórych ze swoich faworytów: głównie byli to piłkarze z M1.
× Chociaż tak zażarcie pasjonował się amerykańskimi piłkarzami, jego angielski jest żenujący. Potrafi powiedzieć tylko kilka, najprostszych zwrotów, a i tak nigdy z poprawnym akcentem. Każde słowo jest okropnie przemiędlone przez japoński akcent. Engrish pełną parą.
× Za dzieciaka fascynowały go afrykańskie lądy. Duże, dzikie zwierzęta, gorące sawanny… do dzisiaj lubi słuchać wszelkiego rodzaju historii o mniej cywilizowanych regionach dawnego świata.
× Nienawidzi zimna. Typowy, chowany pod piecem kocur. Zdarza mu się, że podczas snu, nieświadomie przysuwa się do najbliżej leżącej osoby, byleby było mu cieplej.
× Jest leworęczny.
× W obecnych warunkach rzadko nadarza się okazja, by pochwalić się umiejętnością pisania, jednak jeżeli już musi coś naskrobać, zawsze ubrudzi sobie dłoń. Ponadto jego pismo jest gorsze, niż jakby nabazgroliła je kura pazurem. Ciężko się z niego rozczytać.  
× Jest homoseksualny, a przynajmniej tak o sobie myśli.
× Uwielbia jedzenie, a w szczególności słodycze. Niestety gdy stał się wymordowanym, zaczął odczuwać ten konkretny smak zdecydowanie słabiej.
× Nie przepada za zwierzętami. Nie lubi przebywać w ich towarzystwie. Powodem może być brak zaufania. Większość futrzaków nie kwapi się, by stać się najlepszym przyjacielem Sullivana, a i on nie odznacza się wyjątkową cierpliwością w zakresie zapoznawczym jakiegoś burka. Oczywiście są od tego wyjątki, a najszerszą ich pulą są wszystkie kotowate. Nigdy nie zdarzyło mu się odczuwać dyskomfortu, gdy przyszło mu przebywać w ich towarzystwie. Do reszty niestety musi się przekonywać.
× Lubi wysokości. Wspina się na drzewa, skacze po murach, a gdyby miał okazję, najpewniej chadzałby po krawężnikach. Z góry wszystko wygląda lepiej.


avatar
Sponsored content